niedziela, 14 grudnia 2014

Chapter XI: Awakening

Dla Igi Mary Lynch
Za to, że jest ze mną od początku. :*
                           
Dym powoli opadał. Dookoła leżało szkło, kamienie oraz metalowe części różnych maszyn. Kilku półbogów jęczało z bólu, musieli zostać zranieni.
     Cassandra podniosła się z Rocky’ego. Nad nimi unosił się Ellington z rozpostartą spiżową tarczą. Ochraniał ich. Młodszy szatyn był tym zaskoczony, ale ostatecznie nic nie powiedział. Patrzył w kierunku szpitala, a raczej tego, co pozostało.
     Czarną chmurę rozwiewał wiatr. Wyłoniła się błękitna kula powietrza przepasana obręczami ognia, ziemi oraz wody. W środku ktoś był. Opadł miękko na ziemię, a jego osłona zniknęła. Prawe ramię płonęło, lewe otoczone było wodą, prawą nogę oplatała gruba łodyga, a lewą spowijało powietrze. Blond włosy falowały, a oczy świeciły złotem. Rocky rzucił się w jego stronę. Nie zważając na ogień, przywarł do brata. Poczuł, że ten gładzi jego głowę, ale nie czuł ognia.
     – Przepraszam, Rocky. Teraz już wszystko będzie dobrze. Wytrzymaj jeszcze trochę – szeptał nad jego uchem.
     Rozległ się świst, jakby ktoś przeszył powietrze metalowym biczem. Czarnowłosy mężczyzna zbliżał się w ich stronę. W dłoni trzymał srebrny łańcuch. Riker odsunął od siebie szatyna.
     – Nareszcie! – ryknął Ares. – Wyspany? Mam nadzieję. Musimy porozmawiać.
     – Już to przerabialiśmy. Niczego się nie dowiesz.
     – Gdzie jest Kielich?
     – Nie mam go. Oddałem, być może już dawno został zniszczony – odpowiadał spokojnie.
     – Kłamiesz! Mam dość. Byłem dobry, do czasu!
     Zamachnął się łańcuchem w stronę blondyna. Ten zręcznie odskoczył na bok.
     – Łańcuch wykonany ze srebra. Masz w sobie wilczy gen, więc gdy tylko cię dotknie, stracisz siły – warczał bóg.
     Próbował dosięgnąć chłopaka, ale ten za każdym razem robił unik. Przeturlał się po ziemi, o włos omijając łańcuch. Nie miał przy sobie żadnej broni, otaczali go wrogowie. Nic nie mógł zrobić.
    Ellington, nie mogąc dłużej wytrzymać, chwycił swój miecz i rzucił się na mistrza wojny. Nie zdążył zadać ciosu, kiedy magiczna siła odepchnęła go na drzewo. Nie mógł się zatrzymać, leciał ze zbyt wielką prędkością. Przygotował się na mocny wstrząs, ale to nie nastąpiło. Kierując powietrzem, Riker zatrzymał go i opuścił na ziemię. W tym samym momencie łańcuch owinął się wokół jego ciała. Widział tylko krzyczącą Cassandrę próbującą wyrwać się z objęć Alexandra oraz Rocky’ego szamoczącego się z Lucasem. Opadł z sił.
*
Cassandra stała przy oknie, kiedy oparł się o framugę drzwi jej pokoju. Odwróciła się gwałtownie.
     – Przyszedłeś.
     – Obiecałem ci pomoc, jeśli ty pomożesz mi. Mogę odejść.
     – Nie… Proszę, zostań.
    Podszedł do niej. Wiedział, że się boi, ale jednocześnie pragnie wolności. Wsunął palce w jej włosy i pocałował delikatnie. Przeniósł się na jej szyję, a ręce powędrowały do talii. Klęknął przed nią.
     – Oparłem się mocy pasa Afrodyty. Przeklęła mnie, ale niewiele może mi zrobić.
     – Uwiodła cię?
     – Cztery razy, nim się oparłem. Moje milczenie ma swoją cenę. Nikomu nie powie, możesz być tego pewna. Przysięgała na Styks. Wysłała Erosa. Jego strzała przebiła moje serce. Widziałem, jak leciała. Spojrzałem na ciebie, bo chciałem cię kochać. Nie robię tego z przymusu, rozumiesz? 
      Kiwnęła. Poruszał palcami i pojawiła się w nich obrączka płonąca błękitnym ogniem.
     – Wiem, że bez wymarzonej sukni i muzyki, ale tobie niepotrzebny jest wystawny ślub. Będziesz moją żoną?
     – Tak. – Nie zawahała się.
     Wsunął obrączkę na jej palec i wstał. Zaniósł ją do łóżka i ostrożnie na nim położył. Nauczył ją zaklęcia wyciszenia, a kiedy miał pewność, że żaden dźwięk nie wydostanie się na zewnątrz, nachylił się nad nią.
     – To nieodwracalne. Nawet magia nie zwróci ci dziewictwa. Jakaś ostatnia wizja? – Uśmiechnął się szelmowsko.
     – Wygrasz…
     Podniósł powieki.
     – Stary, myślałem, że nie żyjesz. – Usłyszał znajomy głos z włoskim akcentem.
     – Rafael? – zapytał słabo.
     – Alex i Luke urządzili sobie polowanie. Nie mogli mnie zabić, więc zakuli i oto jestem.
    – A gdzie jesteśmy? – Spojrzał na swoje ręce zakute w grube kajdany. Wisiał, jakby przyczepiony do skały.
     – Enyalios wzniósł na poczekaniu swoją świątynię, czy coś w tym stylu. Ma zamiar cię torturować.
     – Nie wiem, gdzie jest ten zasrany Kielich. Oddałem go ojcu.
     – Jak to ojcu?!
     Riker podniósł wzrok i popatrzył wampirowi prosto w oczy.
     – Na bogów… wyszeptał Rafael. – Nie jesteś jego synem…
     – Nie. Wnukiem, owszem, ale nie synem. Jestem synem Marka Lyncha, Zabójca to mój dziadek.
     – A Rocky?
    – Też. Każdy półbóg może spłodzić trzech obdarzonych zdolnościami. Największą moc otrzymuje pierwsze i ostatnie dziecko. W naszej rodzinie oboje rodziców jest półbogami, dlatego nasze zdolności są podwojone. ON o tym wie. Zabił mi ojca, rozumiesz? Gaja obiecała, że jeśli wypełnię misję, to mi go zwróci.
     – Na bogów – powtórzył wampir. – Co teraz?
    – Liczyłem, że Cassandra otworzy portal, ale nie przewidziałem, że Enyalios pojawi się tak szybko.
     – Jak to dobrze, że się ocknąłeś. – Do pomieszczenia wkroczył Ares. – Liczę, że amnezja minęła.
     – Umiesz liczyć? Licz na siebie.
     Poczuł, jak sztylet wbija się w jego brzuch. Krzyknął.
     – Coś jeszcze?
     – Moja ulubiona koszula! – Starał się nie okazywać bólu, ale było to zbyt trudne.
     – Gadaj, gdzie jest Kielich, a puszczę was wolno.
    Blondyn milczał. Ares uderzył go, a pierścienie rozorały chłopakowi policzki. Syknął, ale nic nie powiedział. Bóg sięgnął po ostrzejszy sztylet i przeciął ramię chłopaka wzdłuż kości. Riker szarpał się, krzycząc.
     – Oddałem go – wyjęczał.
    Ares wbił mu sztylet pomiędzy żebra. Wrzasnął na całe gardło. Ból był nie do opisania. Krew sączyła się na posadzkę. Chciał już umrzeć, ale domieszka boskiej krwi nie pozwalała na to.
     – Aresie, błagam. – Nie wiadomo, skąd pojawił się Chejron. – Jego krzyki słychać w całym Obozie. Herosi się boją.
     – Dobrze – odparł bóg po chwili zastanowienia. – Przyślij czarownicę. Rzuci zaklęcie wyciszenia.
     – A czy konieczne jest zadawanie mu…?
     – Nie denerwuj mnie, Chejronie!
     Centaur ze zrezygnowaną miną oddalił się. Po kilku minutach wrócił z Cassandrą.
    – Nie bój się – Ares patrzył na nią, uśmiechając się. – Rzuć zaklęcie wyciszenia. Pewnie je potrafisz.
     Stała nieruchomo, wodząc spojrzeniem od Aresa do Rikera.
     – Cass… – wychrypiał blondyn. Bądź moją Tajemnicą
    – Jesteś moją Tajemnicą. Tajemniczą i bardzo potężną bronią. Któregoś dnia wymówię to, a wtedy zbierzesz całą swoją moc i wpuścisz armię.
     Czarownicę spowiła fioletowa mgła. Jej włosy zaczęły nienaturalnie falować i zmieniać kolor z brązowego na czarny. W oczach błysnął księżyc, choć nigdzie go nie było. Chejron próbował do niej podejść, ale otaczała ją bariera. Uniosła ręce do góry i krzyczała słowa, które rozumiał tylko Riker. Kajdany opadły, a świątynia dosłownie zapadła się pod ziemię. Z nieba spadły dwie postacie. Z pleców wystawały im złote skrzydła. Padli na kolana przed blondynem, który ledwo trzymał się na nogach.
     – Nie, Rikbielu. Nie oddawaj mi życia.
     – Tak trzeba, panie. Weź je.
    Riker poczuł, jak przepełniają go miliony iskierek. Ostatni raz, kiedy jeden z jego podwładnych oddał mu życie, był dawno temu. Czuł wyrzuty sumienia, ale byli zbyt uparci.
     – Ty… Nikt nigdy nie dowiedział się, czy bóg może poblednąć, ale wyglądało na to, że jednak może.
   – Tak, Aresie. Już za późno, mam armię. Mając Kielich, trudno się powstrzymać przed stworzeniem Nocnych Łowców. – Uśmiechnął się tryumfalnie. – Niech się zacznie…
     Oczy Rikbiela i Caspiana zasnuły się mgłą. W myślach przesyłali informację istotom sobie podobnym.
     – Są wszędzie. Od kilku miesięcy czekają przy potworach na rozkaz. W tej chwili…
     W tej chwili rozległ się potężny grzmot. Na niebie utworzył się wir, który wciągał driady i nereidy. Lunął gęsty deszcz i zerwał się silny wiatr. Nocni Łowcy zniknęli. Ruszyli do miejsc, w których przetrzymywane były potwory do ćwiczeń. Świetlistymi mieczami rozpłatali ich cielska. Na całym świecie działo się to samo. Ginęły kolejne potwory, a tym samym otchłań zabierała pomniejszych bogów, satyrów, syreny, nimfy.
     – Panie, coś jest nie tak. – Caspian stał przy Rikerze. – Portal powinien się już zamknąć. Nie ma więcej potworów.
     – Niemożliwe. Nie przeoczyliśmy żadnego. Cassandra wszystkie namierzyła – zwrócił się w stronę dziewczyny.
    – Gdybym ci powiedziała, nie wykonałbyś przepowiedni. Każda śmiertelna istota z nadprzyrodzonymi zdolnościami jest potworem. Wyjątek to Nocni Łowcy, półbogowie i ci, którzy wypili krew Rocky’ego. Ja…
      – Nie. – Pokręcił głową, nie dowierzając. – To nieprawda. Powiedz, że to nieprawda!
     – Riker. – Podeszła do niego i podała mu sztylet wykonany z diamentu. – Zrób to.
     – Nie mogę.
     – Musisz. Dokończ to, co zacząłeś. Nigdy nie należałam do twojego świata. Twój świat to rodzina, muzyka, sława. Obiecuję, że nic nie będę czuć.
     – A jednak wygrałem. – Ares wybuchł śmiechem, przytrzymując się drzewa, aby wiatr nie poniósł go do portalu. – Miłość zawsze jest przyczyną klęski.
     Cassandra obrzuciła boga lodowatym spojrzeniem. Doskoczyła do Rikera, wpiła się w jego usta. Czuła, jak diament rozrywa jej skórę i przebija serce. Lodowata krew broczyła z rany. Osunęła się na kolana, a blondyn wraz z nią.
     – Nie – łkał. – Błagam, nie!
     – Riker, kocham cię. – Uśmiechnęła się blado. – Ma na imię Catherine, tak jak zawsze chciałeś.
     – Ty nie…
    – Nie zabiłam jej. Nie jest czarownicą. Oddałam ją Gai – mówiła coraz szybciej. – Znajdź ją i… kochaj…
      Ostatni gwałtowny podmuch zabrał krzyczącego Aresa. Portal został zamknięty.
      Ciało Cassandry zaczęło przemieniać się w gwiezdny pył…
                         
Nie zabijcie mnie. xD Mówiłam, że to nie ma szczęśliwego zakończenia.
Kim jest Catherine? Chyba nie trudno się domyślić ;)
xoxo
~Bekuś~ 

6 komentarzy:

  1. mają córkę...oni mają córkę...
    Ares nie jest ich ojcem!! ha!!
    ale Cass....tak nie może być ;-;
    to naprawdę było smutne...a Cassandra nie powinna tak zginąć ;c
    ona jest wspaniała...a umarła w taki głupi sposób
    Riker będzie kochał dziecko...to na pewno :)
    Rocky mu w tym pomoże...i Ell
    nie spodziewałam się, że Caspian i Rikbiel to Nocni Łowcy...
    ale podoba mi się to ^^
    rozdział choć smutny, to wspaniały :)
    czekam na ostatni rozdział z niecierpliwością :*
    pozdrawiam <5

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabiję! moja Cass!
    Gwiezdny pył,nie to nie może byc prawda!

    OdpowiedzUsuń
  3. Jakie to wzruszające.
    Chyba się popłacze.
    Kocham i pozdrawiam
    Destiny

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział był bardzo przyjemny. Smutny, ale przyjemny...Zabiłaś Cassandre i zrobiłaś z Rikera ojca:) Ciekawe połączenie. Proszę o rozdział;*
    Kinia

    OdpowiedzUsuń
  5. No nie!!!! Płaczę... Ten rozdział to taki wyciskacz łez... Smutno mi bo Riker został sam, bez Cassandry. Ja chcę jeszcze rozdział jak Cass powraca do żywych i na koniec mamy szczęśliwych RiCass <3 całuski :* Zuzia <5

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeju, matulu, dedykacja dla mnie? Tak bardzo dziękuję! :**
    Ale Cassandra... Jeju, płaczę :''''C
    Była taka wspaniała i bum! Kobieta-> gwiezdny pył :C
    Podkówka z ust :C
    Rozdział smutny, zaskakujący, wspaniały.
    Mystery♥
    Czekam niecierpliwie na next! :*
    Pozdrawiam i życzę weny! :* :)

    OdpowiedzUsuń