niedziela, 30 listopada 2014

Chapter X: Spell

Z dedykacją dla Aleksandry. 
Za to, że po prostu jesteś. :*
                         
Jezioro błyszczało nienaturalnie niebieskim kolorem. Nie żeby Riker maczał w tym palce… Karaibski niebieski był jego ulubionym kolorem, więc postanowił zabarwić wodę.
     – Witaj, Cassandro. – Blondyn usiadł obok na trawie. – Jesteś czarownicą, prawda?
     – Tak – odparła krótko, zdziwiona tym, że w ogóle z nim rozmawia.
     – Jesteś potężna, czuję to. Magia emanuje od ciebie z niezwykłą siłą. – Patrzył tęsknym wzrokiem w stronę zachodzącego słońca. – Ale nie jesteś tylko czarownicą.
     – Jestem wyrocznią, zgadza się. Co chcesz, aby ci przewidziała? – W jej głosie wyczuł irytację.
     – Nic. – Pokręcił głową. – Nie potrzebuję żadnych wizji. Poza tym… Nienawidzisz tego, mam rację? – Milczała. – Cierpisz. Za każdym razem, kiedy Mojra nawiedza twoje ciało, zabiera ci fragment duszy. Cierpisz – powtórzył.
     – Przyzwyczaiłam się.
     – Kłamiesz, Cassandro. To cię zabija.
     – Nic nie można na to poradzić. Pogodziłam się ze świadomością przedwczesnej śmierci.
     – Jest lekarstwo – powiedział tajemniczo, a dziewczyna spojrzała na niego. – Wiesz jakie? – Pokiwała głową. – Mogę ci pomóc.
     – Co? – szepnęła.
     – Wiem, że Alexander tego nie zrobi, bo boi się bogów, ale ja mam ich głęboko w poważaniu. – Mrugnął. – Wiedzą, że ich zdradziłem. Jutro rano już mnie tu nie będzie i więcej nie wrócę. To twoja ostatnia szansa. Mogę ci pomóc.
    Przysunął się, ujął jej policzek i pocałował. Poczuła elektryzujący dreszcz, który przebiegł po całym jej ciele. Czuła, jak przepełnia ją radość. Całował niesamowicie, wiedziała to, choć nigdy wcześniej tego nie doświadczyła. Wczuwali się coraz bardziej. Oparł dłoń na jej udzie i podwinął materiał brązowej sukni. Przejechał smukłymi palcami po bladej skórze dziewczyny, która zaczęła delikatnie dymić. Cassandra syknęła, czując palące gorąco.
     – Mogę wypalić ci na skórze miliony zaklęć, których nie pozwolą ci poznać – wydyszał nad jej uchem. – Pomogę ci.
     Minął rok od tamtego wydarzenia. To był dzień, który zmienił bieg historii. Już wcześniej zwróciła na niego uwagę. Bywał w Obozie, a córki Afrodyty mdlały, gdy tylko raczył obdarzyć je zniewalającym uśmiechem. To był jednak pierwszy raz, kiedy się do niej odezwał. Miała wrażenie, że obserwuje ją od początku, ale nie była pewna. Wiedział o niej najwięcej ze wszystkich.
     Tęskniła za Rikerem. Obiecała mu, że nie wyjdzie za Alexandra, ale teraz miała złamać obietnicę. Nie wybaczyłaby sobie tego.
     Weszła do zimnej wody. Poczuła gęsty muł pod stopami. Najgłębsze miejsce znajdowało się na środku jeziora. Zaczęła kierować się w tamtą stronę. Nagle usłyszała nawołujące ją głosy. Lucas, Alexander, Ellington i Rocky biegli w jej stronę. Podwinęła mokry materiał i brnęła dalej, nie zważając na nich.
     Rocky bez namysłu wskoczył do wody i na tyle, na ile pozwalał mu opór, biegł w jej stronę. Musiał odziedziczyć moc kontroli nad wodą, ponieważ poruszał się dość sprawnie. Złapał ją mocno za ramię i przyciągnął do siebie.
     – Co ty wyprawiasz?! – Potrząsnął nią.
     – Puść mnie! – Bezskutecznie próbowała mu się wyrwać.
    – To, że twój brat jest dupkiem i ostatnim frajerem, nie oznacza, że mój też! – wrzeszczał, doskonale zdając sobie sprawę, że Lucas stoi na brzegu. – Nie możesz teraz odejść! Musisz mi pomóc – dodał już ciszej. – Błagam, jesteś moją ostatnią nadzieją. Musisz go obudzić. Nie zostawiaj mnie tu!
     – Rocky, ja… Nie znam tego zaklęcia. Musiałabym wejść do jego głowy. To bardzo ryzykowne.
    – Błagam. – Przytrzymywał ją, by mieć pewność, że nie ucieknie.
    – Nie chcę wychodzić za Alexandra. – Spuściła głowę. – Nie kocham go.
    – No jego ciężko kochać – prychnął. – Przyjaźniłaś się z Rikerem. Jeśli coś dla ciebie znaczył, to błagam, obudź go.
*
Nie mam pojęcia, jak zamierzacie przejść obok tych kościotrupów – marudził Ellington. – Tylko kierujący umarłymi jest w stanie ich przesunąć. Czarownice nie mają nad nimi władzy.
     Stanęli przed wejściem do szpitala. Cassandra przyglądała się zmarłym żołnierzom, starając się znaleźć sposób na pozbycie się ich.
    – Więc – Rocky wysunął się na przód i zaczął mówić do szkieletów z lekceważącą, znudzoną miną. – Nie mamy zbytnio czasu, trzeba się wystroić na wesele i zaopatrzyć w alko, bo na trzeźwo to ja tego nie przeżyję. Byłbym wdzięczny, gdybyście ruszyli swoje kościste tyłki i wpuścili nas do środka, iż gdyż ponieważ muszę tę jakże radosną nowinę zanieść mojemu bratu.
     Jak na zawołanie żołnierze bez słowa rozstąpili się, uchylając drzwi i pozwalając przejść trójce półbogów.
     – Gładko poszło. – Rocky wzruszył ramionami. – No ja po prostu jestem najlepszy.
    Ratliff uchylił białe skrzydło drzwi i nieśmiało zajrzał do pokoju. Upewniwszy się, że leży tam Riker, wszedł do środka.
     Blondyn spoczywał na łóżku. Był okropnie blady, miał zapadnięte policzki i sińce pod oczami. Na twarzy nie było widać zarostu. Ciało się nie starzało, a przynajmniej nie tak szybko, jak normalnie.
    Ellington przypatrywał się uważnie kroplówce z ambrozją. Świdrował torebkę spojrzeniem, dotykał i ważył na dłoni.
     – Coś jest nie tak – mruknął. Zdjął torebkę, otworzył i chciał nabrać odrobinę substancji na palec, ale spłynęła. – To nie jest ambrozja. Cholera! On umiera!
     – Zamknij się! – krzyknęła Cassandra.
     Zamknęła oczy i zacytowała kilka niezrozumiałych dla chłopaków słów. Woreczek z sokiem, który trzymał szatyn, przybrał na wadze i stał się ciepły. Dziewczyna zabrała go i ponownie podłączyła.
    – Sytuacja opanowana – uspokoiła. – Domyślam się, że ktoś chciał się go pozbyć, ale to wyjaśnimy później. Wejdę do jego głowy i porozmawiam z nim. Będę nieprzytomna. Mogę krzyczeć albo coś. Cokolwiek by się nie działo, nie ruszajcie mnie. – Popatrzyła na nich surowo.
    Potulnie pokiwali głowami. Cassandra ułożyła się na zimnej posadzce. Wbiła paznokcie w wewnętrzną stronę dłoni i poczekała, aż zacznie płynąć krew. Zamknęła powieki i szeptała greckie słowa. Brzmiało to jak ładna kołysanka, ale w rzeczywistości było to bardzo silne zaklęcie.
     Blondyn siedział po turecku pośrodku… nicości. Jego twarz była przerażająca.
     – Czego chcesz? – warknął. – Wynoś się stąd!
     – Riker…
     – Teraz to „Riker”. Jesteś słaba! Beznadziejna! – krzyczał. – Nie chcę cię już widzieć!
     – Przepraszam. – Gorzkie łzy popłynęły po jej policzkach.
    – Zrobiłaś coś, na co nie wyraziłem zgody! Nie posłuchałaś się mnie. Zabiłaś kogoś, kogo kochałem najmocniej na świecie. Wynoś się!
     – Ri-ker – łkała głośno. – J-ja… n-nie…
     – Nie chcę tego słuchać!
     – Ale Rocky…
    Blondyn zamyślił się. Najmocniej na świcie kochał trzy osoby. Teraz już dwie. Jedną z tych osób był jego młodszy brat. Był wściekły na Cassandrę, ale nie na Rocky’ego. Domyślał się, co przeżywa jego brat. Nie mógł go tak zostawić.
     – On cię potrzebuje. – Popatrzyła na niego błagającymi oczami.
     Patrzył na nią wściekle. Widział, że jest potężna, lecz delikatna. Bała się go. Nie do końca o to mu chodziło, ale nie ukrywał, że jest mu to na rękę. Była uległa.
      Gwałtownie doskoczył do niej. Załapał za ramiona i wpił się w jej drgające od płaczu usta.
      – έγκαυμα* – wyszeptał między pocałunkami.
     Cassandra wrzasnęła i upadła na kolana przed chłopakiem, czując, jak języki ognia palą jej skórę. Prawe ramię zaczerwieniło się i pojawiły się na nim napisy. Zaklęcie, by obudzić Rikera.
     – Co się działo?!
    – Krzyczałaś, a twoja ręka… – Wskazał Rocky. – Nic nie robiliśmy, ale raczej usłyszeli. Musimy iść.
    – Nie. Znaczy tak. –Podniosła się, sycząc z bólu. Machnęła palcami i zmaterializowała się przed nią misa oraz sztylet. – Daj rękę – poprosiła Rocky’ego.
     Szybkim ruchem przecięła jego dłoń i pozwoliła, by do misy skapywała krew. To samo uczyniła ze swoją dłonią, a następnie wylała krew Rafaela.
     – Idźcie i pilnujcie, by nikt mi nie przeszkodził – nakazała.
     – Ale…
     – Rocky! Idź!
     Szatyni wybiegli z budynku. Teraz cała nadzieja była w jej rękach.
    Wystawiła dłonie nad misję i zaczęła czytać słowa z ramienia. Częściowo napłynęły już one do jej głowy. Tak było za każdym razem. Zaklęcie wypalane na skórze trafiało po ostudzeniu do jej głowy. Całe jej ciało było naznaczone, dlatego musiała nosić długie suknie.
     Krew zmieniła kolor z ciemnoczerwonego na piękny błękit. To niespecjalnie zdziwiło dziewczynę.
     Zgodnie z instrukcjami, jakie otrzymała od blondyna rok temu, posmarowała mu usta tą substancją. Nadal pozostały bladoróżowe. Potem posmarowała swoje. Nachyliła się nad śpiącym. Miała poważne wątpliwości, ale w gruncie rzecz go kochała i pragnęła jego powrotu.
     Westchnęła. Delikatnie musnęła jego usta. Ujęła jego dłoń i ponownie złączyła ich wargi. Z początku były zimne, jakby martwe… Drgnęły… Słabo, ale się poruszyły. Twarz chłopaka zaczęła nabierać kolorów, a dłoń zacisnęła się na dłoni Cassandry. Sufit zaczął się trząść, a tynk odpadać ze ścian. Zbyt wielka moc skumulowała się w jednym pomieszczeniu. To było zbyt wiele, by budynek mógł stać w całości. Szatynka doskonale zdawała sobie sprawę, co za chwilę nastąpi. Próbowała się wyrwać.
     – Riker! Puść mnie! To się zaraz zawali! – Panikowała. – Błagam! Riker!
     Wypuścił ją. Wybiegła z budynku najszybciej, jak mogła. Na zewnątrz zebrał się tłum gapiów włącznie z Chejronem.
     W momencie, kiedy wpadła w ramiona Rocky’ego, zwalając go z nóg, szpital wybuchł, a wszystko zakrył gęsty dym…
                           
 Nie powinno być rozdziału, ale nie mogłam się powstrzymać.
Poznaliście trochę przeszłość Rikera i Cassandry.
Co myślicie o jego zachowaniu?
I kogo zabiła Cassandra?
xoxo
~Bekuś~

6 komentarzy:

  1. po pierwsze...dziękuję za dedykację :*
    po drugie...mówiłam że to Riker? mówiłam? :D
    nie mam pojęcia kogo zabiła Cassandra ;-; tym mnie zaskoczyłaś....
    mam nadzieję, że on uratuje ją od ślubu z Alexandrem...on też ją kocha :)
    rozdział był genialny, niesamowity i najlepszy :3
    krótki, ale to szczegół ;)
    przecież nie pozwolił by jej zabić...więc czemu się bała? :)
    dobra teraz mam mętlik w głowie!!!\
    czekam na nexta :3
    pozdrawiam <5

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jego zachowanie...zaskoczyło mnie, nie wiem co o nim myśleć ;-;

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kocham ten rozdział.
    Wyszedł boski.
    Miłego dnia
    Destiny

    OdpowiedzUsuń
  4. Wspaniały:) Może zabiła coś w sobie? Albo swoją matkę? Wiem, że to głupie:) Czekam na następny rozdział;*
    Kinia

    OdpowiedzUsuń