niedziela, 12 października 2014

Chapter VIII: Homecoming

Rikera nie było w pierwszym pomieszczeniu. Alexander spodziewał się tego, ale znał szpital na tyle, by wiedzieć, że ciężko ranni lub chorzy trzymani są w innym pokoju.
     Przejście obok strażników, czyli dwóch szkieletów żołnierzy zmarłych podczas II wojny światowej, nie było trudne. Niegdyś narzekał, że umiejętność kierowania umarłymi jest mu niepotrzebna, ale teraz okazała się wyjątkowo przydatna.
      Otworzył drzwi i wszedł do środka. Nie wzruszył go widok niemal martwego chłopaka. Przyglądał mu się przez chwilę, po czym jego wzrok skierował się na urządzenia. Riker podłączony był do kroplówki, dzięki której podawano mu ambrozję, tym samym utrzymując przy życiu.
     – Jesteś zdrajcą i obaj to wiemy – mówił do śpiącego, sądząc, iż ten go nie słyszy. – Dla wszystkich będzie lepiej, jeśli umrzesz.
     Bez chwili zawahania odpiął worek z ambrozją i zastąpił go zwykłym sokiem. Doskonale wiedział, że półbóg potrzebuje pokarmu bogów, by żyć, a jeśli nie dostanie go… umrze, gdyż zwykłe jedzenie nie jest w stanie utrzymać go na siłach przez długi okres. Ukrył ambrozję pod ubraniem i jak gdyby nigdy nic opuścił szpital, zadowolony, że praktycznie pozbył się największego problemu.
*
Kuźwa, nikt mi nie powiedział, że to takie trudne. Twój umysł jest wyjątkowo ciekawy i trudny do przebrnięcia. Tyle tu nutek, słów, obrazków. Masz fajne życie.
      Wysoki szatyn o wyraźnych szaroniebieskich oczach pojawił się przed Rocky'm. Nie był to ten sam chłopak, co wcześniej. Ten wyglądał sympatyczniej i tak też się zachowywał. Popatrzył na Rocky’ego z uśmiechem, lecz po chwili uśmiech znikł.
      – Patrzysz, jakbyś chciał mnie zabić.
      – Kim jesteś? – Ostatnio nie uzyskał odpowiedzi na to pytanie.
      – Przyjacielem.
      – Mojego brata?
      – Też. Mam na myśli, że jestem takim samym przyjacielem jak Ellington.
      – On nie jest moim przyjacielem.
     – Szkoda. Riker był szczęśliwy, kiedy się dowiedział, że Ratliff stoi po jego stronie. Mówił, że to cudownie, bo nie będziesz taki samotny.
      – Dlaczego powiedział to tobie, a nie mi?
      – Jest bardzo słaby, Rocky. To my wchodzimy do jego głowy i tylko na kilka sekund.
      – My? To znaczy, że ktoś jeszcze?
      – Czy był u ciebie Caspian?
      – Kto to?
      – Wysoki, czarne włosy. Miał ci powiedzieć, że musisz pogadać z Cassandrą.
      – Był, ale się nie przedstawił. Zresztą ty też nie. – Założył ręce na klatce piersiowej.
     – Ojej, wybacz. Jestem Rikbiel. – Wyciągnął dłoń, ale cofnął ją, widząc brak reakcji. – Jestem tu, żeby ci powiedzieć kilka rzeczy. Po pierwsze, brawo za znalezienie Cassandry. Wiesz już coś?
      – Pracujemy nad wszystkim.
      – Dobrze. Po drugie, nikomu nie ufaj. Po trzecie, dziś wraca brat Cassandry. Jemu też nie możesz ufać. Specjalnie na jego cześć zostanie wyprawiona uczta w średniowiecznym stylu. Uwaga wszystkich obozowiczów skupi się wokół Luke'a. Wykorzystajcie to.
       – Skąd to wiesz?
      – Nie mogę ci powiedzieć. Słuchaj, Rocky. Usłyszysz o Rikerze wiele rzeczy. Powiedzą ci, że jest zdrajcą, że jest okrutny, pyskaty i nieobliczalny. Nie wierz we wszystko. To ty znasz jego prawdziwe oblicze. To, jaki jest w mitologicznym świecie, nie ma znaczenia. On nie może okazywać słabości, dlatego nakłada maskę. Kiedy on się obudzi, Rocky… Nastanie zagłada.
       – To dobrze czy źle? – Chłopak gubił się powoli.
       – Dla nas dobrze. Dla reszty bardzo, bardzo źle. Po czwarte, nie daj się sprowokować. Po piąte… Zapomniałem, co miało być po piąte. – Podrapał się po głowie. – No nieważne. Miło był cię poznać.
       – Poczekaj. Czym jest Kielich?
       – Czemu chcesz to wiedzieć?
       – Czysta ciekawość.
       – Nie mam pozwolenia na powiedzenie ci. – Posmutniał.
       – Ktoś wydaje ci polecenia?
       – Nie „ktoś”, tylko twój brat.
       – No to jesteś jego przyjacielem czy sługą?
       – A czy przyjaźń nie polega na służeniu i pomaganiu?
       – Czemu? Czemu mu pomagasz i służysz?
      – Bo tak. – Wymijająca odpowiedź. – Im szybciej go obudzisz, tym szybciej ci wszystko wyjaśni. Muszę iść, bo to strasznie wyczerpujące, a poza tym już świta.
       – Dopiero się położyłem! – zaprotestował chłopak.
     – Takie rozmowy pochłaniają ogromną ilość czasu, ale nie martw się, będziesz wyspany. Spotkamy się niedługo!
      Pomachał mu, unosząc się do góry i ostatecznie rozpływając się w powietrzu.
     „Rikbiel” – dziwne i niespotykane imię. Rocky zaczął się zastanawiać, czy pierwsze trzy litery nie mają związku z imieniem jego brata. Następnie zaczął się zastanawiać, czy nadal śpi. Oczy miał zamknięte – tego był pewien. Jednak nadal stał w czarnej przestrzeni. Ty tylko sen czy dzieje się to naprawdę? Nie znosił mitologicznych sztuczek i zasad. Nakazał ciału podniesienie powiek, ale okazało się to błędem, gdyż oślepiło go wschodzące słońce.
*
Obóz tętnił życiem, co było rzadkością. Wieść o powrocie Luke'a rozeszła się jak świeże bułeczki i teraz wszyscy szykowali ucztę w średniowiecznym stylu. Szatyn czuł się zagubiony, ponieważ każdy coś robił, a on krążył bez większego celu.
     Wtem zobaczył w tłumie długą do ziemi, bordową suknię i długie loki. Niespostrzeżenie podszedł do dziewczyny.
      – Ten twój brat musi być niezłą szychą – mruknął.
      – Jest traktowany jak książę, stąd średniowieczny motyw – odparła.
      – Gdzie on był?
      – Przez kilka miesięcy polował na największą bestię, jaką widział świat. Zabił potwora i wraca, jako tryumfator. Dziewczyny się cieszą, bo się w nim podkochują, a chłopcy… W sumie nie wiem, czemu. Chyba po prostu go lubią.
     – Znowu miałem sen. Albo to nie był sen. Przyszedł do mnie chłopak o niebieskich oczach. Przedstawił się jako Rikbiel, a tamten, co był poprzednio, to Caspian. Powiedział, że powinniśmy wykorzystać to, że każdy skupi się na Luke'u.
     – Kimkolwiek jest, ma rację. Tyle, że ja będę musiała siedzieć przy Alexandrze i udawać szczęśliwą narzeczoną. Już na samą myśl mam mdłości. Będziecie musieli poradzić sobie sami.
      – Jacy my? To ta średniowieczna forma zwracania się do ludzi?
      – Nie, głupku. Ty i Ellington. – Rozejrzała się, by mieć pewność, że nikt nie zwraca na nich uwagi i nie podsłuchuje. – Do obudzenia Rikera potrzebna jest krew.
       – Ciekawie się zaczyna – prychnął.
      – Krew ma bardzo silne właściwości magiczne, dlatego wykorzystuje się ją do najpotężniejszych zaklęć. Potrzebna jest krew Rafaela.
       – No super! Dlaczego akurat on?
       – Nie wiem. – Pokręciła głową. – To nie moje „widzimisię” tylko twojego brata. Jeśli chcesz go z powrotem, to pójdziecie i poprosicie Rafaela o fiolkę krwi. Dam wam sygnał kiedy.
*
Około siedemnastej zapalono świece i lampiony. Wszystko było gotowe. Stoły rozstawiono pod gołym niebem, rozpalono ognisko i zadbano o muzykę. Półbogowie ubrali się w średniowieczne stroje. Dziewczyny miały suknie w brązowo-pomarańczowych kolorach, a chłopcy ubrali się w podobne kolory. Jedynie Rocky miał na sobie zielony zestaw średniowieczny. Nie dostałby go, gdyby nie Cassandra, która użyła czarów. Odmienny kolor miał symbolizować buntowniczość chłopaka. Cassandra założyła rozłożystą suknię w kolorze lapisu, a włosy upięła w kok.
     – Pięknie wyglądasz. – Usłyszała na plecami, gdy przeglądała się w lustrze. – Brakuje tylko tego.
     Chłopak włożył jej na głowę diadem z dużym, krwistoczerwonym rubinem.
     – Nie lubię tego koloru – oznajmiła i pstryknęła palcami, a zamiast rubinu pojawił się ametyst. – Teraz lepiej.
     – Robisz mi na złość, ale to się niedługo skończy. Wraca Luke, a ty masz być grzeczna, bo inaczej powiem, jak zachowywałaś się podczas jego nieobecności. – Alexander przytrzymał ją za podbródek, ale szybko puścił, czując nieprzyjemny ból.
     Cassandra ominęła go szybko i wyszła z domu. W tym samym momencie zaczęły grać fanfary oznajmiające, że jej brat wjechał do Obozu.
     Widowiskowe wejście według niej było głupie. Przewróciła oczami, ale uśmiechnęła się, udając, że niezwykle cieszy się z powrotu brata.
     Rocky zerkał na nią ukradkowo i jako jedyny widział kryjący się w jej oczach smutek. Luke sprawował nad nią pewną kontrolę. Z tego, co było mu wiadomo, był on zafascynowany średniowiecznymi zwyczajami i zasadami, które czasem wprowadzał w życie. Wydanie za mąż młodszej siostry uważał na swój obowiązek i nie brał pod uwagę jej zdania.
     Luke był wysoki i wysportowany. Miał nieco dłuższe blond włosy i niebieskie oczy. Ubrany w eleganckie, średniowieczne ubranie wjechał na karym koniu. Na twarzy malowała się duma i szczęście. Tu i ówdzie Rocky zauważył drobne blizny. Chłopak, a właściwie mężczyzna, nie wzbudził w nim negatywnych uczuć, ale pozytywnych też nie. Jak większość – był mu obojętny.
     Blondyn ostrożnie zsiadł z konia. Zebranym nie uszło uwadze to, że syknął i przytrzymał ręką prawy bok. Grymas bólu wykrzywił mu twarz, ale szybko zastąpił go szeroki uśmiech. Najpierw podszedł do Cassandry i przytulił ją. Rocky widział między nimi pewien dystans, który musieli ukrywać, by wyjść na idealne rodzeństwo mimo różnicy charakterów. Luke witał się z każdym po kolei, aż doszedł do Rocky’ego.
      – Rocky Mark Lynch, wreszcie w Obozie – zachichotał. – To przez ciebie musiałem wyjechać i mało, co nie zginąłem. – Szatyn patrzył na niego pustym, znudzonym wzrokiem, więc kontynuował. – Jestem Luke, ale to już pewnie wiesz. Musi być ci ciężko, skoro dowiedziałeś się o zdradzie brata. Mi też jest przykro, bo w sumie lubiłem Ri…
      – Nie masz prawa wymawiać jego imienia – wycedził przez zęby, ale na tyle głośno, by każdy go usłyszał.
     Zaskoczony Lucas zrobił krok do tyłu. Wydawało mu się, że szatyn będzie stał po ich stronie, ale najwyraźniej się pomylił. Rocky patrzył na niego z mordem w oczach; patrzył tak na wszystkich, dlatego blondyn domyślił się, że nie mają co liczyć na jego wsparcie, ponieważ ciągle jest po stronie brata. Uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem i odszedł, a za nim sznur wielbicielek i przyjaciół.
     Rozpoczęła się uczta. Na swoje nieszczęście szatyn musiał usiąść obok Chejrona, by ten mógł go mieć na oku. Ellington siedział przy stole wraz z braćmi, a Cassandra, tak jak powiedziała, musiała usiąść obok Alexandra przy stole dla „elity”, do której zaliczali się Luke, Alex, Livia, Cass i jeszcze kilka osób.
     Chejron wygłaszał jakąś przemowę na cześć Lucasa, ale Rocky nie słuchał. Głowę podparł na łokciu, a drugą ręką obracał widelec. Gdyby mu pozwolono, odszedłby od stołu i wyruszył na spotkanie z wampirem. Obawiał się, że Rafael znów będzie żądał czegoś w zamian. Zastanawiał się też, jak wydostaną się poza Bramę.
     Gdy postawiono przed nim talerz z wielkim, ładnie wyglądającym stekiem, nie miał zamiaru go tknąć. Mówiono mu, by nikomu nie ufał. Nie wiedział, czy zalicza się też do tego, by nie jeść, ale wolał nie ryzykować.
     – Czemu nie jesz? – Ellington usiadł obok niego, tym samym zwracając na nich uwagę.
     – Bo tak. Wolę nie ryzykować, że mnie otrują.
     – To raczej niemożliwe. Rocky, ja…
     – Nie chcę tego słuchać.
     Odszedł od stołu, zostawiając dawnego przyjaciela.
    Cassandra, która co chwila na niego zerkała, również wstała, oznajmiając, że musi poprawić fryzurę.
     Dogoniła szatyna i złapała za ramię.
     – Rocky, czekaj. – Przez chwilę myślała, że ją oleje, ale posłuchał.
     – Chcę już go obudzić – powiedział, panując nad emocjami.
     – Nie tylko ty. – Wcisnęła mu coś w dłoń.
     – Co to? – Ujrzał wisiorek w kształcie smoka z rubinowymi ślepiami.
     – Ukradłam Alexandrowi klucz do Bramy. Wystarczy go przyłożyć i bariera zniknie. Musicie się pospieszyć. Tu masz fiolkę.
      Podała mu małe naczynie, które schował do kieszeni. W tym samym momencie dołączył do nich Ellington.
      – Idziemy?
      – Żadnych pomyłek. – Spojrzała na nich surowo. – Idziecie, bierzecie krew i wracacie.
      Zgodnie kiwnęli głowami i oddalili się.
      Wchodzili na wzgórze w ciszy, każdy zajęty swoimi myślami.
      – Nie chciałem tego – zaczął nieśmiało Ratliff. – Nie chciałem takiego życia. Ale w końcu rodziny się nie wybiera, nie? Gdybym mógł wybrać, wybrałbym innego ojca. Hermes nie jest zły, jest całkiem zabawny i szalony, ale nie poświęca mi czasu. Wy staliście się moją prawdziwą rodziną. Nie masz pojęcia, jak się czułem przez pierwsze miesiące. Wiedziałem, że pewnego dnia, gdy się wszystkiego dowiesz, znienawidzisz mnie, ale nigdy nie myślałem, że to aż tak zaboli. Tak strasznie mi przykro. Nie oczekuję, że mi wybaczysz. Po prostu chcę, żebyś wiedział.
      Rocky popatrzył na niego i na kilka sekund w jego oczach zabłysła wesoła iskierka; iskierka, która dała Ellingtonowi nadzieję na wybaczenie. Niestety szybko zgasła, ponieważ doszli do Bramy.
     Szatyn przyłożył medalion do falującej bariery i poczuł, jak znika. Ostrożnie przeszedł na drugą stronę i rozejrzał się, Ratliff uczynił to samo.
      – I co teraz? – szepnął.
      – Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Może go zawołajmy?
      – Warto spróbować. To ty pierwszy.
      – Czemu ja? – oburzył się Rocky.
     – Bo… Ehh… No dobra. Rafael! – krzyknął, lecz niezbyt głośno, obawiając się, że ludzie w Obozie go usłyszą.
     – Dopiero się człowiek obudził, a już go wzywają. – Z zarośli wyłonił się Włoch. – Stęskniłeś się? – Popatrzył z uśmieszkiem na Rocky’ego.
     – Nie. Potrzebujemy twojej krwi.
     – Czyli jednak się stęskniłeś. Ale wiesz, nie ma nic za darmo.
     – Czego ty znowu chcesz?
     – Krew za krew – oznajmił poważnie.
     – Rafaelu, przysyła nas Cassandra. Twoja krew jest potrzebna dla Rikera – wtrącił Ell.
     Rafael spoważniał i przyjrzał się chłopakom.
     – Obudził się?
     – Nie, jeszcze nie.
    – Trzeba było od razu mówić, że to dla niego. Daj sztylet i jakieś naczynie – zwrócił się do Ratliffa.
    Chłopak podał mu fiolkę oraz nóż, który nosił przy boku. Rafael bez wahania przejechał nim po otwartej dłoni. Szatyni odwrócili wzrok od cieknącej krwi. Kropla za kroplą wpadała do naczynka, aż je wypełniła.
     Włoch podał fiolkę Rocky’emu i nakazał ostrożność, następnie oddalił się w mrok.
    Chłopcy wracali, gdy do ich uszu dotarł fragment rozmowy: „Przepadli?” „Muszą gdzieś być, szukajcie”. Spojrzeli na siebie znacząco.
     – I co teraz? – zaniepokoił się młodszy.
     – Mam plan.
     Ellington rzucił się na niego, zwalając z nóg. Spleceni ze sobą zaczęli staczać się ze wzgórza.
     – Ratliff, ty idioto! – wrzeszczał Rocky, próbując się zatrzymać. – Nie ciepię cię! Jak mogłeś mi o niczym nie powiedzieć, a teraz jeszcze masz zamiar walczyć! – Nareszcie dawał upust emocjom.
     – Nie miałem wyboru! Ty nic nie rozumiesz! Sam jest idiotą!
     – Debil!
     – Dupek!
     – Nienawidzę cię!
     – Ja ciebie też!
     – Działasz mi na nerwy!
     – Nie umiesz grać na gitarze!
     – Teraz to przegiąłeś! Ty za to nie umiesz grać na bębnach!
     – Ulży ci jak mi przyłożysz?!
     – Zaraz się przekonamy!
    Akurat zbocze się skończyło i szatyni zatrzymali się. Rocky, siedząc okrakiem na dawnym przyjacielu, przymierzał się do wymierzenia mu ciosu, ale coś go powstrzymało. Patrzył w oczy Ellingtona i nie potrafił tego zrobić. Był wściekły za ukrywanie prawdy, ale nie nienawidził go.
      – Ugh!
    Wstał, otrzepał się i wyjął liście z włosów. Grupa obozowiczów stała przed nimi z rozdziawionymi ustami.
     – Co? – warknął i przeszedł obok.
    Odnalazł Cassandrę siedzącą samotnie przy stole. Podał jej fiolkę z krwią, która zamarzła po zetknięciu z jej palcami. Pokiwała głową z uznaniem i ukryła ją w rękawie.
     Dzieci Apollina grały wolną, romantyczną melodię i kompletnie nie zwracały na nic uwagi. Rocky wstał, ukłonił się i wyciągnął rękę do dziewczyny. Uśmiechnęła się i podała mu swoją. Poprowadził ją dalej od stołów i położył dłonie na talii. Ułożyła głowę na jego torsie i pozwoliła mu na prowadzenie.
*
Nie będzie zadowolony.
      – Kto?
      – Anthony. Rocky tańczy z Cassandrą.
      – To tylko taniec.
     – Caspianie, przecież on ją uważa za swoją własność i według prawa faktycznie nią jest. Dla niego ten taniec to niemal zdrada.
     – To jego brat. Myślę, że nie ma nic przeciwko.
     – Chcę, żeby już się zaczęło.
    – Gdyby to ode mnie zależało, wydałbym rozkaz. On wierzy, że wiedźma jest w stanie go obudzić i otworzyć portal. Wierzy, że można wyzwolić jej prawdziwe oblicze.
     – On wie, co robi.
     – Rikbelu, podziwiam twoją wiarę. Niestety, musimy czekać. – Czarnowłosy westchnął.
     – On nadchodzi… Nadchodzi zagłada…
                   
Mam nadzieję, że wybaczycie mi brak rozdziału przez długi czas. Nie będę się usprawiedliwiać. Olałam Mystery, żeby pisać Always.
Ale, żeby Wam to wynagrodzić, rozdział jest długi :3
Cóż mogę powiedzieć?
W następnym rozdziale wydarzy się coś, na co niektórzy z Was czekają od samego początku :P
xoxo
~Bekuś~

11 komentarzy:

  1. AAAAAAAA!!!!!!!!!!!! nareszcie jest!! :3 idealny rozdział :3
    własność Rikera? Cassandra? :3 jestem za :3
    jak Rikuś się obudzi nastąp zagłada...tylko na to czekam :3
    dlaczego Ty tak wspaniale piszesz? powiedz mi to...i oddaj mi część talentu :3 dobra już Cię nie męczę xD pozdrawiam i następny rozdział daj szybciej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Na Twoim miejscu to właśnie z tego rozdziału byłabym najbardziej dumna, bo moim zdaniem wyszedł fantastycznie :*
    Życzę weny kochana i pozdrawiam
    ~Ada♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej Bekuś! :3
    Dziękuję za zaobserowanie mojego bloga, to wiele dla mnie znaczy :*
    Byłam zdziwiona, że właśnie ty mi go zzaobserwowałaś. Dziękuję ci jeszcze raz :*
    Co do rozdziału to mega jest! Może dopiero przeczytałam ten, ale aż się prosi do czytania od początku! :3
    Pozdrawiam, Smile.

    Zapraszam na mowy rozdział:
    Http://unfabulous-alex.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział,chociaż lepsze rozdziały są na Always

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No biorąc pod uwagę, że ten blog jest przeciwieństwem Always to się nie dziwię. Nie zmuszam do czytania ;)
      Jak to powiedziała Rika - to nie jest blog dla wszystkich. Pozwolę sobie zacytować jej komentarz, który mnie bardzo motywuje:
      "I można powiedzieć, że nie jest dla głupich. Dlaczego? Bo trzeba się skupić. Dla kogoś, kto ponad rok nie czytał mitologii połapanie się może być troszeczkę trudne. Mimo wszystko, trzeba czytać uważnie. [...]
      To opowiadanie jest na tak wysokim poziomie, że prawdopodobnie przeciętna trzynastolatka odpuści sobie po pierwszym rozdziale i(niestety)przeczyta głupiego fanficka z Raurą w roli głównej."
      Opowiadanie jest dla tych, którzy (tak jak ja) uważają, że Rocky jest pomijany.
      Mimo wszystko, dzięki za komentarz.
      Pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Pierwszy raz jestem na tym blogu i... wow. Jest to zupełnie inny blog niż te które do tej pory czytałam. Naprawdę świetny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Fajny rozdział :)
    Czekam na next :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Dzięki w końcu mogę dodać komcia.
    Rozdział boski i z utęsknieniem czekam na next.
    Blog cudowny tak jak i Always
    Pozdrowionka i dużo weny
    Klaudia K.
    Destiny

    OdpowiedzUsuń
  8. No co ja ci powiem? niesamowity! szczerze zazdroszczę talentu! umiesz pisać w nieziemski sposób! Mystery & Always ♥_♥
    Czekam bardzo niecierpliwie na cd <3
    pozdrawiam ;** :)

    OdpowiedzUsuń
  9. ej, odwieś bloga :(

    OdpowiedzUsuń