Rikera nie było w pierwszym
pomieszczeniu. Alexander spodziewał się tego, ale znał szpital na tyle, by
wiedzieć, że ciężko ranni lub chorzy trzymani są w innym pokoju.
Przejście obok strażników, czyli
dwóch szkieletów żołnierzy zmarłych podczas II wojny światowej, nie było
trudne. Niegdyś narzekał, że umiejętność kierowania umarłymi jest mu
niepotrzebna, ale teraz okazała się wyjątkowo przydatna.
Otworzył drzwi i wszedł do środka.
Nie wzruszył go widok niemal martwego chłopaka. Przyglądał mu się przez chwilę,
po czym jego wzrok skierował się na urządzenia. Riker podłączony był do
kroplówki, dzięki której podawano mu ambrozję, tym samym utrzymując przy życiu.
– Jesteś zdrajcą i obaj to wiemy –
mówił do śpiącego, sądząc, iż ten go nie słyszy. – Dla wszystkich będzie lepiej,
jeśli umrzesz.
Bez chwili zawahania odpiął worek z
ambrozją i zastąpił go zwykłym sokiem. Doskonale wiedział, że półbóg potrzebuje
pokarmu bogów, by żyć, a jeśli nie dostanie go… umrze, gdyż zwykłe jedzenie nie
jest w stanie utrzymać go na siłach przez długi okres. Ukrył ambrozję pod
ubraniem i jak gdyby nigdy nic opuścił szpital, zadowolony, że praktycznie
pozbył się największego problemu.
*
– Kuźwa, nikt
mi nie powiedział, że to takie trudne. Twój umysł jest wyjątkowo ciekawy i
trudny do przebrnięcia. Tyle tu nutek, słów, obrazków. Masz fajne życie.
Wysoki
szatyn o wyraźnych szaroniebieskich oczach pojawił się przed Rocky'm. Nie był
to ten sam chłopak, co wcześniej. Ten wyglądał sympatyczniej i tak też się
zachowywał. Popatrzył na Rocky’ego z uśmiechem, lecz po chwili uśmiech znikł.
– Patrzysz,
jakbyś chciał mnie zabić.
– Kim
jesteś? – Ostatnio nie uzyskał odpowiedzi na to pytanie.
– Przyjacielem.
– Mojego
brata?
– Też. Mam
na myśli, że jestem takim samym przyjacielem jak Ellington.
– On nie
jest moim przyjacielem.
– Szkoda.
Riker był szczęśliwy, kiedy się dowiedział, że Ratliff stoi po jego stronie.
Mówił, że to cudownie, bo nie będziesz taki samotny.
– Dlaczego
powiedział to tobie, a nie mi?
– Jest
bardzo słaby, Rocky. To my wchodzimy do jego głowy i tylko na kilka sekund.
– My? To
znaczy, że ktoś jeszcze?
– Czy był u
ciebie Caspian?
– Kto to?
– Wysoki,
czarne włosy. Miał ci powiedzieć, że musisz pogadać z Cassandrą.
– Był, ale
się nie przedstawił. Zresztą ty też nie. – Założył ręce na klatce piersiowej.
– Ojej,
wybacz. Jestem Rikbiel. – Wyciągnął dłoń, ale cofnął ją, widząc brak reakcji. –
Jestem tu, żeby ci powiedzieć kilka rzeczy. Po pierwsze, brawo za znalezienie
Cassandry. Wiesz już coś?
– Pracujemy
nad wszystkim.
– Dobrze.
Po drugie, nikomu nie ufaj. Po trzecie, dziś wraca brat Cassandry. Jemu też nie
możesz ufać. Specjalnie na jego cześć zostanie wyprawiona uczta w
średniowiecznym stylu. Uwaga wszystkich obozowiczów skupi się wokół Luke'a.
Wykorzystajcie to.
– Skąd to
wiesz?
– Nie mogę
ci powiedzieć. Słuchaj, Rocky. Usłyszysz o Rikerze wiele rzeczy. Powiedzą ci,
że jest zdrajcą, że jest okrutny, pyskaty i nieobliczalny. Nie wierz we
wszystko. To ty znasz jego prawdziwe oblicze. To, jaki jest w mitologicznym
świecie, nie ma znaczenia. On nie może okazywać słabości, dlatego nakłada maskę.
Kiedy on się obudzi, Rocky… Nastanie zagłada.
– To dobrze
czy źle? – Chłopak gubił się powoli.
– Dla nas
dobrze. Dla reszty bardzo, bardzo źle. Po czwarte, nie daj się sprowokować. Po
piąte… Zapomniałem, co miało być po piąte. – Podrapał się po głowie. – No nieważne. Miło był cię poznać.
– Poczekaj.
Czym jest Kielich?
– Czemu
chcesz to wiedzieć?
– Czysta
ciekawość.
– Nie mam
pozwolenia na powiedzenie ci. – Posmutniał.
– Ktoś
wydaje ci polecenia?
– Nie
„ktoś”, tylko twój brat.
– No to
jesteś jego przyjacielem czy sługą?
– A czy
przyjaźń nie polega na służeniu i pomaganiu?
– Czemu?
Czemu mu pomagasz i służysz?
– Bo tak. – Wymijająca odpowiedź. – Im szybciej go obudzisz, tym szybciej ci wszystko
wyjaśni. Muszę iść, bo to strasznie wyczerpujące, a poza tym już świta.
– Dopiero
się położyłem! – zaprotestował chłopak.
– Takie
rozmowy pochłaniają ogromną ilość czasu, ale nie martw się, będziesz wyspany.
Spotkamy się niedługo!
Pomachał mu,
unosząc się do góry i ostatecznie rozpływając się w powietrzu.
„Rikbiel” – dziwne i niespotykane
imię. Rocky zaczął się zastanawiać, czy pierwsze trzy litery nie mają związku z
imieniem jego brata. Następnie zaczął się zastanawiać, czy nadal śpi. Oczy miał
zamknięte – tego był pewien. Jednak nadal stał w czarnej przestrzeni. Ty tylko sen czy dzieje się to naprawdę?
Nie znosił mitologicznych sztuczek i zasad. Nakazał ciału podniesienie powiek,
ale okazało się to błędem, gdyż oślepiło go wschodzące słońce.
*
Obóz tętnił życiem, co było
rzadkością. Wieść o powrocie Luke'a rozeszła się jak świeże bułeczki i teraz
wszyscy szykowali ucztę w średniowiecznym stylu. Szatyn czuł się zagubiony,
ponieważ każdy coś robił, a on krążył bez większego celu.
Wtem zobaczył w tłumie długą do
ziemi, bordową suknię i długie loki. Niespostrzeżenie podszedł do dziewczyny.
– Ten twój brat musi być niezłą
szychą – mruknął.
– Jest traktowany jak książę, stąd
średniowieczny motyw – odparła.
– Gdzie on był?
– Przez kilka miesięcy polował na
największą bestię, jaką widział świat. Zabił potwora i wraca, jako tryumfator.
Dziewczyny się cieszą, bo się w nim podkochują, a chłopcy… W sumie nie wiem,
czemu. Chyba po prostu go lubią.
– Znowu miałem sen. Albo to nie był
sen. Przyszedł do mnie chłopak o niebieskich oczach. Przedstawił się jako
Rikbiel, a tamten, co był poprzednio, to Caspian. Powiedział, że powinniśmy
wykorzystać to, że każdy skupi się na Luke'u.
– Kimkolwiek jest, ma rację. Tyle,
że ja będę musiała siedzieć przy Alexandrze i udawać szczęśliwą narzeczoną. Już
na samą myśl mam mdłości. Będziecie musieli poradzić sobie sami.
– Jacy my? To ta średniowieczna
forma zwracania się do ludzi?
– Nie, głupku. Ty i Ellington. – Rozejrzała się, by mieć pewność, że nikt nie zwraca na nich uwagi i nie
podsłuchuje. – Do obudzenia Rikera potrzebna jest krew.
– Ciekawie się zaczyna – prychnął.
– Krew ma bardzo silne właściwości
magiczne, dlatego wykorzystuje się ją do najpotężniejszych zaklęć. Potrzebna
jest krew Rafaela.
– No super! Dlaczego akurat on?
– Nie wiem. – Pokręciła głową. – To
nie moje „widzimisię” tylko twojego brata. Jeśli chcesz go z powrotem, to
pójdziecie i poprosicie Rafaela o fiolkę krwi. Dam wam sygnał kiedy.
*
Około siedemnastej zapalono świece
i lampiony. Wszystko było gotowe. Stoły rozstawiono pod gołym niebem, rozpalono
ognisko i zadbano o muzykę. Półbogowie ubrali się w średniowieczne stroje.
Dziewczyny miały suknie w brązowo-pomarańczowych kolorach, a chłopcy ubrali się
w podobne kolory. Jedynie Rocky miał na sobie zielony zestaw średniowieczny.
Nie dostałby go, gdyby nie Cassandra, która użyła czarów. Odmienny kolor miał
symbolizować buntowniczość chłopaka. Cassandra założyła rozłożystą suknię w
kolorze lapisu, a włosy upięła w kok.
– Pięknie wyglądasz. – Usłyszała na
plecami, gdy przeglądała się w lustrze. – Brakuje tylko tego.
Chłopak włożył jej na głowę diadem
z dużym, krwistoczerwonym rubinem.
– Nie lubię tego koloru – oznajmiła
i pstryknęła palcami, a zamiast rubinu pojawił się ametyst. – Teraz lepiej.
– Robisz mi na złość, ale to się
niedługo skończy. Wraca Luke, a ty masz być grzeczna, bo inaczej powiem, jak
zachowywałaś się podczas jego nieobecności. – Alexander przytrzymał ją za
podbródek, ale szybko puścił, czując nieprzyjemny ból.
Cassandra ominęła go szybko i
wyszła z domu. W tym samym momencie zaczęły grać fanfary oznajmiające, że jej
brat wjechał do Obozu.
Widowiskowe wejście według niej
było głupie. Przewróciła oczami, ale uśmiechnęła się, udając, że niezwykle
cieszy się z powrotu brata.
Rocky zerkał na nią ukradkowo i
jako jedyny widział kryjący się w jej oczach smutek. Luke sprawował nad nią
pewną kontrolę. Z tego, co było mu wiadomo, był on zafascynowany
średniowiecznymi zwyczajami i zasadami, które czasem wprowadzał w życie.
Wydanie za mąż młodszej siostry uważał na swój obowiązek i nie brał pod uwagę
jej zdania.
Luke był wysoki i wysportowany.
Miał nieco dłuższe blond włosy i niebieskie oczy. Ubrany w eleganckie,
średniowieczne ubranie wjechał na karym koniu. Na twarzy malowała się duma i
szczęście. Tu i ówdzie Rocky zauważył drobne blizny. Chłopak, a właściwie
mężczyzna, nie wzbudził w nim negatywnych uczuć, ale pozytywnych też nie. Jak
większość – był mu obojętny.
Blondyn ostrożnie zsiadł z konia.
Zebranym nie uszło uwadze to, że syknął i przytrzymał ręką prawy bok. Grymas
bólu wykrzywił mu twarz, ale szybko zastąpił go szeroki uśmiech. Najpierw
podszedł do Cassandry i przytulił ją. Rocky widział między nimi pewien dystans,
który musieli ukrywać, by wyjść na idealne rodzeństwo mimo różnicy charakterów.
Luke witał się z każdym po kolei, aż doszedł do Rocky’ego.
– Rocky Mark Lynch, wreszcie w
Obozie – zachichotał. – To przez ciebie musiałem wyjechać i mało, co nie
zginąłem. – Szatyn patrzył na niego pustym, znudzonym wzrokiem, więc
kontynuował. – Jestem Luke, ale to już pewnie wiesz. Musi być ci ciężko, skoro
dowiedziałeś się o zdradzie brata. Mi też jest przykro, bo w sumie lubiłem Ri…
– Nie masz prawa wymawiać jego
imienia – wycedził przez zęby, ale na tyle głośno, by każdy go usłyszał.
Zaskoczony Lucas zrobił krok do
tyłu. Wydawało mu się, że szatyn będzie stał po ich stronie, ale najwyraźniej
się pomylił. Rocky patrzył na niego z mordem w oczach; patrzył tak na
wszystkich, dlatego blondyn domyślił się, że nie mają co liczyć na jego
wsparcie, ponieważ ciągle jest po stronie brata. Uśmiechnął się z lekkim zakłopotaniem
i odszedł, a za nim sznur wielbicielek i przyjaciół.
Rozpoczęła się uczta. Na swoje
nieszczęście szatyn musiał usiąść obok Chejrona, by ten mógł go mieć na oku. Ellington
siedział przy stole wraz z braćmi, a Cassandra, tak jak powiedziała, musiała
usiąść obok Alexandra przy stole dla „elity”, do której zaliczali się Luke,
Alex, Livia, Cass i jeszcze kilka osób.
Chejron wygłaszał jakąś przemowę na
cześć Lucasa, ale Rocky nie słuchał. Głowę podparł na łokciu, a drugą ręką
obracał widelec. Gdyby mu pozwolono, odszedłby od stołu i wyruszył na spotkanie
z wampirem. Obawiał się, że Rafael znów będzie żądał czegoś w zamian.
Zastanawiał się też, jak wydostaną się poza Bramę.
Gdy postawiono przed nim talerz z
wielkim, ładnie wyglądającym stekiem, nie miał zamiaru go tknąć. Mówiono mu, by
nikomu nie ufał. Nie wiedział, czy zalicza się też do tego, by nie jeść, ale
wolał nie ryzykować.
– Czemu nie jesz? – Ellington
usiadł obok niego, tym samym zwracając na nich uwagę.
– Bo tak. Wolę nie ryzykować, że
mnie otrują.
– To raczej niemożliwe. Rocky, ja…
– Nie chcę tego słuchać.
Odszedł od stołu, zostawiając
dawnego przyjaciela.
Cassandra, która co chwila na niego
zerkała, również wstała, oznajmiając, że musi poprawić fryzurę.
Dogoniła szatyna i złapała za
ramię.
– Rocky, czekaj. – Przez chwilę
myślała, że ją oleje, ale posłuchał.
– Chcę już go obudzić – powiedział,
panując nad emocjami.
– Nie tylko ty. – Wcisnęła mu coś w
dłoń.
– Co to? – Ujrzał wisiorek w
kształcie smoka z rubinowymi ślepiami.
– Ukradłam Alexandrowi klucz do
Bramy. Wystarczy go przyłożyć i bariera zniknie. Musicie się pospieszyć. Tu
masz fiolkę.
Podała mu małe naczynie, które
schował do kieszeni. W tym samym momencie dołączył do nich Ellington.
– Idziemy?
– Żadnych pomyłek. – Spojrzała na
nich surowo. – Idziecie, bierzecie krew i wracacie.
Zgodnie kiwnęli głowami i oddalili
się.
Wchodzili na wzgórze w ciszy, każdy
zajęty swoimi myślami.
– Nie chciałem tego – zaczął
nieśmiało Ratliff. – Nie chciałem takiego życia. Ale w końcu rodziny się nie
wybiera, nie? Gdybym mógł wybrać, wybrałbym innego ojca. Hermes nie jest zły,
jest całkiem zabawny i szalony, ale nie poświęca mi czasu. Wy staliście się
moją prawdziwą rodziną. Nie masz pojęcia, jak się czułem przez pierwsze
miesiące. Wiedziałem, że pewnego dnia, gdy się wszystkiego dowiesz,
znienawidzisz mnie, ale nigdy nie myślałem, że to aż tak zaboli. Tak strasznie
mi przykro. Nie oczekuję, że mi wybaczysz. Po prostu chcę, żebyś wiedział.
Rocky popatrzył na niego i na kilka
sekund w jego oczach zabłysła wesoła iskierka; iskierka, która dała
Ellingtonowi nadzieję na wybaczenie. Niestety szybko zgasła, ponieważ doszli do
Bramy.
Szatyn przyłożył medalion do
falującej bariery i poczuł, jak znika. Ostrożnie przeszedł na drugą stronę i
rozejrzał się, Ratliff uczynił to samo.
– I co teraz? – szepnął.
– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. –
Może go zawołajmy?
– Warto spróbować. To ty pierwszy.
– Czemu ja? – oburzył się Rocky.
– Bo… Ehh… No dobra. Rafael! –
krzyknął, lecz niezbyt głośno, obawiając się, że ludzie w Obozie go usłyszą.
– Dopiero się człowiek obudził, a
już go wzywają. – Z zarośli wyłonił się Włoch. – Stęskniłeś się? – Popatrzył z
uśmieszkiem na Rocky’ego.
– Nie. Potrzebujemy twojej krwi.
– Czyli jednak się stęskniłeś. Ale
wiesz, nie ma nic za darmo.
– Czego ty znowu chcesz?
– Krew za krew – oznajmił poważnie.
– Rafaelu, przysyła nas Cassandra.
Twoja krew jest potrzebna dla Rikera – wtrącił Ell.
Rafael spoważniał i przyjrzał się
chłopakom.
– Obudził się?
– Nie, jeszcze nie.
– Trzeba było od razu mówić, że to
dla niego. Daj sztylet i jakieś naczynie – zwrócił się do Ratliffa.
Chłopak podał mu fiolkę oraz nóż,
który nosił przy boku. Rafael bez wahania przejechał nim po otwartej dłoni.
Szatyni odwrócili wzrok od cieknącej krwi. Kropla za kroplą wpadała do naczynka,
aż je wypełniła.
Włoch podał fiolkę Rocky’emu i
nakazał ostrożność, następnie oddalił się w mrok.
Chłopcy wracali, gdy do ich uszu
dotarł fragment rozmowy: „Przepadli?” „Muszą gdzieś być, szukajcie”. Spojrzeli
na siebie znacząco.
– I co teraz? – zaniepokoił się
młodszy.
– Mam plan.
Ellington rzucił się na niego,
zwalając z nóg. Spleceni ze sobą zaczęli staczać się ze wzgórza.
– Ratliff, ty idioto! – wrzeszczał
Rocky, próbując się zatrzymać. – Nie ciepię cię! Jak mogłeś mi o niczym nie
powiedzieć, a teraz jeszcze masz zamiar walczyć! – Nareszcie dawał upust
emocjom.
– Nie miałem wyboru! Ty nic nie
rozumiesz! Sam jest idiotą!
– Debil!
– Dupek!
– Nienawidzę cię!
– Ja ciebie też!
– Działasz mi na nerwy!
– Nie umiesz grać na gitarze!
– Teraz to przegiąłeś! Ty za to nie
umiesz grać na bębnach!
– Ulży ci jak mi przyłożysz?!
– Zaraz się przekonamy!
Akurat zbocze się skończyło i szatyni
zatrzymali się. Rocky, siedząc okrakiem na dawnym przyjacielu, przymierzał się do
wymierzenia mu ciosu, ale coś go powstrzymało. Patrzył w oczy Ellingtona i nie
potrafił tego zrobić. Był wściekły za ukrywanie prawdy, ale nie nienawidził go.
– Ugh!
Wstał, otrzepał się i wyjął liście
z włosów. Grupa obozowiczów stała przed nimi z rozdziawionymi ustami.
– Co? – warknął i przeszedł obok.
Odnalazł Cassandrę siedzącą
samotnie przy stole. Podał jej fiolkę z krwią, która zamarzła po zetknięciu z
jej palcami. Pokiwała głową z uznaniem i ukryła ją w rękawie.
Dzieci Apollina grały wolną,
romantyczną melodię i kompletnie nie zwracały na nic uwagi. Rocky wstał, ukłonił
się i wyciągnął rękę do dziewczyny. Uśmiechnęła się i podała mu swoją.
Poprowadził ją dalej od stołów i położył dłonie na talii. Ułożyła głowę na jego
torsie i pozwoliła mu na prowadzenie.
*
– Nie będzie zadowolony.
– Kto?
– Anthony. Rocky tańczy z Cassandrą.
– To tylko taniec.
– Caspianie, przecież on ją uważa
za swoją własność i według prawa faktycznie nią jest. Dla niego ten taniec to
niemal zdrada.
– To jego brat. Myślę, że nie ma
nic przeciwko.
– Chcę, żeby już się zaczęło.
– Gdyby to ode mnie zależało,
wydałbym rozkaz. On wierzy, że wiedźma jest w stanie go obudzić i otworzyć
portal. Wierzy, że można wyzwolić jej prawdziwe oblicze.
– On wie, co robi.
– Rikbelu, podziwiam twoją wiarę.
Niestety, musimy czekać. – Czarnowłosy westchnął.
– On nadchodzi… Nadchodzi zagłada…
Mam nadzieję, że wybaczycie mi brak rozdziału przez długi czas. Nie będę się usprawiedliwiać. Olałam Mystery, żeby pisać Always.
Ale, żeby Wam to wynagrodzić, rozdział jest długi :3
Cóż mogę powiedzieć?
W następnym rozdziale wydarzy się coś, na co niektórzy z Was czekają od samego początku :P
xoxo
~Bekuś~
AAAAAAAA!!!!!!!!!!!! nareszcie jest!! :3 idealny rozdział :3
OdpowiedzUsuńwłasność Rikera? Cassandra? :3 jestem za :3
jak Rikuś się obudzi nastąp zagłada...tylko na to czekam :3
dlaczego Ty tak wspaniale piszesz? powiedz mi to...i oddaj mi część talentu :3 dobra już Cię nie męczę xD pozdrawiam i następny rozdział daj szybciej :D
Na Twoim miejscu to właśnie z tego rozdziału byłabym najbardziej dumna, bo moim zdaniem wyszedł fantastycznie :*
OdpowiedzUsuńŻyczę weny kochana i pozdrawiam
~Ada♡
Hej Bekuś! :3
OdpowiedzUsuńDziękuję za zaobserowanie mojego bloga, to wiele dla mnie znaczy :*
Byłam zdziwiona, że właśnie ty mi go zzaobserwowałaś. Dziękuję ci jeszcze raz :*
Co do rozdziału to mega jest! Może dopiero przeczytałam ten, ale aż się prosi do czytania od początku! :3
Pozdrawiam, Smile.
Zapraszam na mowy rozdział:
Http://unfabulous-alex.blogspot.com/
Świetny rozdział,chociaż lepsze rozdziały są na Always
OdpowiedzUsuńNo biorąc pod uwagę, że ten blog jest przeciwieństwem Always to się nie dziwię. Nie zmuszam do czytania ;)
UsuńJak to powiedziała Rika - to nie jest blog dla wszystkich. Pozwolę sobie zacytować jej komentarz, który mnie bardzo motywuje:
"I można powiedzieć, że nie jest dla głupich. Dlaczego? Bo trzeba się skupić. Dla kogoś, kto ponad rok nie czytał mitologii połapanie się może być troszeczkę trudne. Mimo wszystko, trzeba czytać uważnie. [...]
To opowiadanie jest na tak wysokim poziomie, że prawdopodobnie przeciętna trzynastolatka odpuści sobie po pierwszym rozdziale i(niestety)przeczyta głupiego fanficka z Raurą w roli głównej."
Opowiadanie jest dla tych, którzy (tak jak ja) uważają, że Rocky jest pomijany.
Mimo wszystko, dzięki za komentarz.
Pozdrawiam :)
Pierwszy raz jestem na tym blogu i... wow. Jest to zupełnie inny blog niż te które do tej pory czytałam. Naprawdę świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńNext!
OdpowiedzUsuńFajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next :*
Dzięki w końcu mogę dodać komcia.
OdpowiedzUsuńRozdział boski i z utęsknieniem czekam na next.
Blog cudowny tak jak i Always
Pozdrowionka i dużo weny
Klaudia K.
Destiny
No co ja ci powiem? niesamowity! szczerze zazdroszczę talentu! umiesz pisać w nieziemski sposób! Mystery & Always ♥_♥
OdpowiedzUsuńCzekam bardzo niecierpliwie na cd <3
pozdrawiam ;** :)
ej, odwieś bloga :(
OdpowiedzUsuń