wtorek, 19 sierpnia 2014

Chapter V: Sip

Mroczna postać wyłoniła się z zarośli.
     Był to chłopak o bladej cerze oraz gęstych, brązowych włosach ułożonych w artystycznym nieładzie, które przypomniały Rocky’emu o młodszym bracie. Był wysoki, a na pewno wyższy od muzyka. Czarne, głęboko osadzone oczy oraz wydatne kości policzkowe. Musiał mieć powodzenie u dziewczyn.
     Uśmiechnął się i wolnym, leniwym krokiem podszedł do filarów.
     – Nie uda ci się wydostać – mówił z delikatnym, włoskim akcentem. – Mogę ci pomóc. Nie za darmo, oczywiście.
     – Ile? – Rocky był zdesperowany. Cena nie miała znaczenia, pragnął jak najszybciej wydostać się z tego miejsca.
     – Łyk.
     – Łyk?
     – Łyk twojej krwi. – Włoch uśmiechnął się z politowaniem, widząc szeroko otwarte oczy bruneta.
     – Jak to łyk krwi? Jak zamierzasz…? Magiczny świat. – Jesteś…
    – Tak, wampirem. Mów do mnie Rafael. Urodziłem się w tysiąc sto dwudziestym ósmym we Włoszech. Pomogę ci się wydostać, jeśli ty pozwolisz mi się napić. Od wieków obserwuję, jak Chejron wypuszcza półbogów, to nic trudnego.
     – Wcześniej...
     – Wcześniej prowadził cię sam bóg oraz Strażnik. – Znów nie pozwolił mu dokończyć. – Nie mamy wiele czasu. Pospiesz się z decyzją.
     Rocky znał wampiry z filmów i seriali, a tam zawsze były przedstawiane jako bezduszne maszyny do zabijania. Łaknęły ludzkiej krwi tak bardzo, że swoje ofiary często rozrywały na strzępy. Miał wybór: zostać po bezpiecznej stronie, bo najwyraźniej wampir nie mógł obejść zabezpieczeń, lub zaryzykować. Czuł na sobie jego wzrok, co dodatkowo go rozpraszało. Przypomniał sobie słowa, które brat przekazał mu we śnie, o tym, że może ufać osobom, które przysięgają na Styks.
     – Przysięgnij na Styks, że mnie nie zabijesz rozkazał.
    – Przysięgam na Styks, że wypiję tylko łyk twojej krwi, chyba że pozwolisz mi na więcej. – Głos miał poważny i wiarygodny. – Może być? – Powrócił pewny siebie uśmieszek.
    – Tak. – Pokiwał głową. – No to…
    – Przyłóż dłoń do mojej i powtarzaj.
    Rafael zbliżył się do Bramy i zetknął się z nią dłonią. Brunet zrobił to samo. Nie czuł dotyku wampira, nadal rozdzielała ich niewidzialna bariera. Włoch powoli wypowiadał słowa w nieznanym języku i czekał, aż Rocky je powtórzy. Trwało to tylko chwilę. Po skończeniu formuły obaj poczuli, że ich dłonie stykają się i nic ich nie blokuje. Rafael pociągnął go za nadgarstek. Znów miał wrażenie, że wciąga go galareta, ale nie na tym się skupił. Myślał o tym, by jak najszybciej znaleźć się w domu, w Los Angeles.
     – Teraz twoja część umowy.
    Nie wiedział, co dokładnie ma zrobić. Ściągnął bransoletki z ręki i wysunął ją w stronę wampira. Ten popatrzył niemal z uwielbieniem na niebieskie kanaliki pod opaloną skórą.
      – A mogę z szyi? – zapytał nagle.
      – Jakie to ma znaczenie? Miejmy to już głowy.
     Rafael podszedł do niego bliżej i odgarnął mu włosy. Przy okazji musnął lodowatymi palcami jego policzek i uśmiechnął się.
     – Przestań. – Chłopak wzdrygnął się.
    – Myślałem, że gramy do tej samej bramki. – Muzyk odruchowo cofnął się. – Dobra, skoro nie to nie.
    Wampir rozchylił wargi i dopiero wtedy Rocky zobaczył dowód na to, że wampiry istnieją. Błysnęły białe kły. Brunet stał sztywno, więc Rafael odchylił jego głowę w bok, by mieć lepszy dostęp do szyi.
     – Będzie bolało?
     – Tylko trochę.
    Wysunął ponownie kły i zatopił je w szyi chłopaka. Rocky jęknął. Czuł, jak dwie ostre igiełki wbijają się w jego żyły. Jednocześnie po jego ciele rozeszła się fala przyjemności. Podobało mu się to. Nigdy nie brał narkotyków, ale wyobraził sobie, że tak właśnie czuje się naćpany człowiek. Rafael skończył i cofnął się. W kąciku ust spływała mu stróżka krwi, którą szybko otarł. Z tylnej kieszeni jeansów wyciągnął opatrunek i zakleił ranki na szyi karmiciela.
     – Po co to? – Chłopak dotknął miękkiej poduszeczki.
     – Przecież nie chcemy tracić takiej cennej krwi, prawda? – Uśmiechnął się tajemniczo.

*

Mała, porcelanowa figurka przedstawiająca filary utrzymujące gzyms zamigotała jaskrawym, niebieskim światłem, co oznaczało, że ktoś dotyka Bramy. Z początku Alexander nie zareagował. Dopiero, gdy zaczęło się to powtarzać, wstał i pstrykając palcami, magicznie nałożył na siebie strój ninji. Udał się do stajni i szybko osiodłał swojego wierzchowca. Był to kary koń rasy fryzyjskiej – prezent od Aresa. Dosiadł fryzyjczyka i pogalopował na wzgórze. Był Strażnikiem – osobą, która kontroluje, kto wchodzi, a kto wychodzi z Obozu.
     To, co zobaczył, bardzo go zaskoczyło. Brunet jakimś cudem przedostał się na drugą stronę i rozmawiał z jednym z największych wrogów.
     – Rocky! – krzyknął. – Odsuń się od niego!
    Wampir zwrócił się w jego stronę, oblizał górną wargę i spojrzał na muzyka. O nie… Dopiero teraz zauważył, że chłopak ma opatrunek na szyi. Mógł winić tylko siebie; spóźnił się. Zastanowiło, go tylko, dlaczego on jeszcze żyje.
     – Uciekaj, Rocky – tym razem Rafael mówił łagodnym, normalnym tonem. – Zajmę go.
     – A co ty taki milutki, wampirze? – W głosie Alexandra wyczuwało się pogardę.
     – Zawarłem umowę. Może nie wiesz, ale wampiry są honorowe.
     Alex zmrużył oczy i przyglądał się Włochowi.
     – Zabiję cię, któregoś dnia cię zabiję – wysyczał, a Rafael zaśmiał się. – Widzę, że dobrzy z was kumple. Jaka umowa była dla ciebie tak korzystna, że przystałeś na nią?
     – Riker obiecał krew brata dla mnie i dziewięciu innych wampirów w zamian, za to, że będziemy chronić Rocky’ego. Wziąłem zaliczkę i muszę przyznać, że to najsłodsza krew na świecie – rozmarzył się.
     – Riker… Oczywiście. Zdrajca i obrońca wampirów – prychnął.
     – To prawdziwy heros. Jego wizja świata jest o wiele lepsza od tej waszej. Przyjaźnię się z nim. A ty zwyczajnie mu zazdrościsz.
     – Niby czego?
    – Jest jedynym, który włada żywiołami i to wszystkimi. Gaja bardzo mu sprzyja. Jest silny i wytrzymały. A przede wszystkim ma rodzinę, która go kocha. Ty masz tylko ojca, któremu dajesz się wykorzystywać, licząc na odznaki. Dobrze mówię, Rocky?
      Rafael spojrzał na miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stał brunet. Nie było go tam… 
                
Ani przyjaciel, ani wróg. Lubię Rafaela. A Wy?
Zauważyliście jak kończę i zaczynam następne rozdziały?
xoxo
~Bekuś~ 

Na prośbę Igi: Rafael

5 komentarzy:

  1. Ok ja się nie rosspisuję i powiem krótko i szybko dziś za co Cię przepraszam ����
    Rozdział niesamowity i wciągający.
    Mrrr mamy wampsa, aww ;*
    Pokażesz nam jak go sb wyobrażasz? Proszę daj jego zdjęcieee <3
    Kocham tego bloga! Boskiii^_^
    Ostatnio też zastanawiałam się nad założeniem drugiego bloga ale nie jestem pewna... I tak pewnie nikt nie będzie chciał czytać ;D
    Whatever ;D
    Czekam na next i pozdrawiam ;**
    ~Iggy Iggs xD ��✌️

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na pewno będę czytać :D A o czym?
      Zdjęcie wstawię ;)

      Usuń
  2. No ładnie!
    Ja też lubię Rafaela, ma w sobie coś urzekającego. Gdzie się pojawił Rocky? I zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz. Szuka dziury w całym czy krew Rocky'ego jest słodka z jakiegoś konkretnego powodu?
    Chciałabym poznać różnice w wizji świata Rikera i Aresa, ale to może w przyszłości.
    Dużo czytasz mitologii? :D
    Pozdrawiam, życzę weny i czekam na next.
    http://rossomefanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rebeka, ja tu już umieram, naprawdę. Każdy dzień niesamowitą jest mordęgą. Kiedy nowy rozdział?:)
      Przeczyałam ten po raz drugi, bo tak naprawdę to Twoje notki trzeba przeczytać serio, serio dokładnie. To dobrze-znaczy, że masz niesamowity, oryginalny styl pisania, pomysł i wszysciutko!
      Uwielbiam Twojego bloga, no uwielbiam. Nadal nie wiem, jak Ty potrafisz to sklecić w całość. I skąd Ty znasz tych wszysciutkich bogów?
      CZEKAM, POZDRAWIAM!

      Usuń
  3. przeczytałam tego bloga jednym them :) i jak mogłaś i nie powiedzieć że piszesz tak wspaniałego bloga?! :D jest w nim wszystko!! i chyba mamy podobne zainteresowania :D daj nexta szybko bo długo nie wytrzymam :D pozdrawiam ♥

    OdpowiedzUsuń