Mojry
przecinały właśnie nić życia jakiegoś nieszczęśnika, kiedy zmaterializował się przed
nimi Pan Cieni. Był to młody, postawny mężczyzna o oliwkowej cerze i długich,
kruczoczarnych włosach. Jego głęboko osadzone oczy były czarne, bez źrenic.
Spowijał go mrok i wszystkie najgorsze uczucia, jakich doświadczają ludzie.
Istotnie, był panem cieni. Poważniejszego i bardziej mrocznego boga nikt nie
zna. Stanął na wprost staruszek ze złowrogą miną.
– Czego?! –
warknęła Mojra z jednym okiem.
– Któż to
Kloto? – zapytała inna.
– Pan Cieni,
Hades. Czego?! – powtórzyła pytanie.
– Tego, co
zawsze. – Z jego ust wydobyła się lodowata para. – Chcę wiedzieć, co zażył
Riker.
– Kto? Z
łaski swojej używaj jego drugiego imienia.
– Niech wam
będzie. Anthony coś wypił i zapadł w śpiączkę. Chcę wiedzieć, skąd miał eliksir,
jakie są jego dokładne właściwości i jak go obudzić.
– Przewidujemy los. Jesteśmy Przeznaczeniem.
– Więc kiedy
się obudzi?! – zagrzmiał.
Milczenie.
– Wiecie to!
Mówcie, bo inaczej strącę was w najgłębszą otchłań Tartaru – zagroził.
– Obudzi
się, kiedy się wyśpi – zachichotała staruszka z jednym zębem. – Nie możemy ci
tego powiedzieć, a ty nie możesz posłać nas na dno Tartaru.
– To może
chociaż jakaś podpowiedź skąd to miał? – Westchnął znużony. – Przecież nie od
czarownicy.
– Ktoś inny
jest mu bardzo przychylny – odpowiedziała tajemniczo Kloto.
– Gaja… Lecz
skąd Pramatka wiedziała, że będzie mu to potrzebne?
– Gaja jest
obecna wszędzie, Hadesie. Widzi i słyszy wszystko. Nie rozumiemy tylko,
dlaczego jest taka miła dla Anthony'ego. Dała mu władzę nad żywiołami. I to nie
nad jednym, lecz wszystkimi czterema!
– Żywioły?
Użył tylko powietrza. Skąd wiecie, że panuje nad wszystkimi?
– Bo tak.
Idź już i tak niczego od nas nie wyciągniesz. Anthony może się obudzi, a może i
nie. Nie powiemy ci nic więcej. Idź już.
– Czy to nić
Luke'a?! – Wyrwał srebrną nić, którą najmłodsza z sióstr chciała przeciąć.
– To przez
ciebie! – krzyknęła do tej pory milcząca Atropos. – Gdybyś nas nie zagadał to…
– Milcz,
Atropos!
Pana Cieni
okryła czarna mgiełka i rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając Mojry przy
przędzy.
*
Chłopak
obudził się pod wpływem promieni słonecznych, które świeciły mu prosto w oczy.
Powoli usiadł na łóżku i rozejrzał się. Pokój był niewielki albo sprawiał takie
wrażenie. Pełno było w nim mebli w starym stylu; rzeźby na nich przedstawiały
kozy z ciałami ludzi oraz pół ludzi a pół konie. Ściany obwieszone były
obrazami przedstawiającymi między innymi kobietę wyłaniającą się z piany
morskiej. Łóżko było ogromne, bez problemu mogło pomieścić pięć osób, miało
baldachim, ale wszystko było w brązowych i szarych kolorach. Za to za małym
oknem roztaczał się widok na polanę. Rocky przetarł oczy i starał się
przypomnieć sobie, co tak właściwie wydarzyło się poprzedniego dnia. Riker,
eliksir, intruzi, bolesne wspomnienia powracały. Najgorsza była jednak
świadomość, że to nie jest sen ani zabawny kawał.
Do pokoju
weszła dziewczyna. Była drobna i blada, miała cudowne brązowe oczy i długie
włosy. Największą uwagę przykuwały jej różowe usta. Ubrana była w aksamitną,
granatową togę ciągnącą się po ziemi. W dłoniach trzymała tacę z jedzeniem.
Uśmiechnęła się życzliwie i usiadła obok niego. Odruchowo odsunął się, nie znał
jej i nie był pewien, czy może jej zaufać.
– Jestem Cassandra
– przedstawiła się. – Przyniosłam ci śniadanie, bo pewnie jesteś głodny.
– Ja… – Słowa grzęzły mu w gardle.
– Spokojnie,
nic nie mów. Domyślam się, że jeszcze do ciebie nie dotarło. Współczuję ci,
Rocky, ale postaram się pomóc. Może najpierw coś zjedz. – Wskazała na miskę, w
której znajdowała się niebiesko-zielona mieszanina. – Wiem, że nie wygląda
zachęcająco, ale posmakuje ci.
Chłopak
ostrożnie wziął miskę do drżących rąk. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien
tego jeść, ale strasznie burczało mu w brzuchu. Nabrał odrobinę do ust i od
razu po przełknięciu skrzywił się. Dziwna mieszanka była obrzydliwie gorzka.
Odstawił naczynie.
– Co to za
świństwo?
– Ambrozja.
Nie smakuje ci? Dziwne. To pokarm bogów, napełnia do syta i daje poczucie
szczęścia. Smakuje tak, jak chcemy lub się czujemy.
– Jest
gorzka.
Dziewczyna
zrobiła zakłopotaną minę i podała mu złocisty puchar ze srebrną cieczą. Mając
nadzieję, że po wypiciu gorzki smak zniknie, upił łyk. W ustach poczuł
metaliczny smak, miał wrażenie, że ciecz wypala mu gardło.
– Skup się
na czymś miłym, bo inaczej padniesz z głodu. Wiem, że czujesz się fatalnie,
ale…
– A jak
powinienem się czuć?! – wrzasnął, dając upust emocjom. – Dowiaduję się, że mój
ojciec nie jest moim ojcem, mój brat praktycznie umarł, a na dodatek miał
przede mną tajemnice! I jestem teraz tu! Czyli właściwie nie wiem, gdzie jestem
i kim jestem! A ty podajesz mi świństwa, do których dosypane są jakieś
rozweselające prochy!
Krzyczał,
ale przyjmowała to z kamienną miną. Była niezwykle empatyczna, nie chciała go
uspokajać, bo wiedziała, że tylko dzięki temu się uspokoi. Opuściła ją ta
pewność, kiedy podszedł do komody i zrzucił z niej marmurowe popiersie
Apollona, które roztrzaskało się na małe kawałki. To samo zrobił z dwiema
innymi rzeźbami, a zdjąwszy obrazy ze ścian, kilkakrotnie uderzał każdym o ostre
krawędzie mebli tak, że wyłamał je z ram i podziurawił. Zerwał zasłony oraz
baldachim. Dobył miecza, który wisiał na ścianie i rozpłatywał nim wszystko, co
miał pod ręką. Był niesamowicie silny, na co wskazywało łóżko połamane przez jego
kopnięcia oraz przewrócone meble. Cassandra cierpliwie czekała, aż opadnie z
sił. To jednak nie następowało. Przestał dopiero, gdy wszystko doszczętnie
zniszczył. Wtedy jego wściekły wzrok powędrował ku dziewczynie. Furia.
Szedł w jej stronę, zbliżając się uniósł otwartą dłoń, chciał ją uderzyć. Nie
mogła nic zrobić, sparaliżował ją strach.
– Eirene*! –
zdążyła krzyknąć, kiedy się zamachnął.
I nagle się
zatrzymał, rozejrzał wokół, miecz wysunął mu się z ręki. Upadł na kolana i
rozpłakał się jak dziecko. Dziewczyna bezzwłocznie uklękła przy nim i przytuliła.
– Przepraszam – wyszeptał.
– Już
dobrze, nic się nie stało. Opętała cię Furia, ale Eirene ją pokonała.
– Nie wiem,
co się ze mną dzieje – łkał. – Cały mój świat nagle runął. Jeszcze wczoraj rano
byłem normalnym chłopakiem, który mieszka ze szczęśliwą rodziną, a dzisiaj
zachowuję się jak opętany!
– Odeszła,
Rocky, Furia odeszła. Pozwól działać Eirene. Oddychaj głęboko i powoli.
Posłuchał
jej rady i szybko odczuł, że przepełnia go spokój oraz równowaga. W tym samym
momencie do pokoju wkroczyła uzbrojona dziewczyna…
*Eirene – uosobienie pokoju; córka
Zeusa i Temidy, miała dwie siostry.
Musiałam się wyładować. Rocky wyraził moje uczucia. Rozdział mi się podoba, mam nadzieję, że Wam też. :)
Jej, kontynuwacjaaa!
OdpowiedzUsuńAle bomba!
Do tej pory nie interesowałam się mitologią, ale gdy zaczęłam czytać twojego bloga, temat ten zaczął mnie ciekawić.
Blog jet naprawdę super!
Nie zawieszaaaj!
Rozdział... Wow...
Wow, wow, wow!
Niesamowity, magiczny, superowy!!
Czekam na next! <3
Buziaki ;***
Hahaha, dziękuję :*
UsuńPrzepraszam Cię bardzo, że dopiero teraz komentuję.
OdpowiedzUsuńW każdym razie:
Jak już wspomniałam blog jest naprawdę genialny. I można powiedzieć, że nie jest dla głupich. Dlaczego? Bo trzeba się skupić. Dla kogoś, kto ponad rok nie czytał mitologii połapanie się może być troszeczkę trudne. Tak, to ja nie dotykałam mitologii tak długo, hahah. Mimo wszystko, trzeba czytać uważnie. Jeżeli więc nie będziesz miała na razie wielu czytelników, to się nie martw, a wręcz przeciwnie. To opowiadanie jest na tak wysokim poziomie, że prawdopodobnie przeciętna trzynastolatka odpuści sobie po pierwszym rozdziale i(niestety)przeczyta głupiego fanficka z Raurą w roli głównej. Jeżeli jednak trochę podrośnie i będzie miała coś w głowie zakocha się w tym co piszesz i JAK piszesz tak samo jak ja się zakochałam. Chociaż nie twierdzę, że mam coś w głowie, hahah.
Szkoda, że Rocky chciał ją uderzyć. Ale to jak upadł na kolana i przeprosił, jak mał chłopczyk mnie rozczuliło!
czytam dalej.