czwartek, 31 lipca 2014

Chapter 3: Fury


Mojry przecinały właśnie nić życia jakiegoś nieszczęśnika, kiedy zmaterializował się przed nimi Pan Cieni. Był to młody, postawny mężczyzna o oliwkowej cerze i długich, kruczoczarnych włosach. Jego głęboko osadzone oczy były czarne, bez źrenic. Spowijał go mrok i wszystkie najgorsze uczucia, jakich doświadczają ludzie. Istotnie, był panem cieni. Poważniejszego i bardziej mrocznego boga nikt nie zna. Stanął na wprost staruszek ze złowrogą miną. 
                 – Czego?! – warknęła Mojra z jednym okiem.
                 – Któż to Kloto? – zapytała inna.
     – Pan Cieni, Hades. Czego?! – powtórzyła pytanie.  
     – Tego, co zawsze. – Z jego ust wydobyła się lodowata para. – Chcę wiedzieć, co zażył Riker.  
     – Kto? Z łaski swojej używaj jego drugiego imienia.
    – Niech wam będzie. Anthony coś wypił i zapadł w śpiączkę. Chcę wiedzieć, skąd miał eliksir, jakie są jego dokładne właściwości i jak go obudzić.  
     – Przewidujemy los. Jesteśmy Przeznaczeniem. 
     – Więc kiedy się obudzi?! – zagrzmiał. 
     Milczenie. 
     – Wiecie to! Mówcie, bo inaczej strącę was w najgłębszą otchłań Tartaru – zagroził. 
    – Obudzi się, kiedy się wyśpi – zachichotała staruszka z jednym zębem. – Nie możemy ci tego powiedzieć, a ty nie możesz posłać nas na dno Tartaru.  
    – To może chociaż jakaś podpowiedź skąd to miał? – Westchnął znużony. – Przecież nie od czarownicy. 
     – Ktoś inny jest mu bardzo przychylny – odpowiedziała tajemniczo Kloto. 
     – Gaja… Lecz skąd Pramatka wiedziała, że będzie mu to potrzebne? 
    – Gaja jest obecna wszędzie, Hadesie. Widzi i słyszy wszystko. Nie rozumiemy tylko, dlaczego jest taka miła dla Anthony'ego. Dała mu władzę nad żywiołami. I to nie nad jednym, lecz wszystkimi czterema!  
     – Żywioły? Użył tylko powietrza. Skąd wiecie, że panuje nad wszystkimi? 
     – Bo tak. Idź już i tak niczego od nas nie wyciągniesz. Anthony może się obudzi, a może i nie. Nie powiemy ci nic więcej. Idź już. 
     – Czy to nić Luke'a?! – Wyrwał srebrną nić, którą najmłodsza z sióstr chciała przeciąć. 
     – To przez ciebie! – krzyknęła do tej pory milcząca Atropos. – Gdybyś nas nie zagadał to… 
     – Milcz, Atropos!  
     Pana Cieni okryła czarna mgiełka i rozpłynął się w powietrzu, pozostawiając Mojry przy przędzy.
* 
Chłopak obudził się pod wpływem promieni słonecznych, które świeciły mu prosto w oczy. Powoli usiadł na łóżku i rozejrzał się. Pokój był niewielki albo sprawiał takie wrażenie. Pełno było w nim mebli w starym stylu; rzeźby na nich przedstawiały kozy z ciałami ludzi oraz pół ludzi a pół konie. Ściany obwieszone były obrazami przedstawiającymi między innymi kobietę wyłaniającą się z piany morskiej. Łóżko było ogromne, bez problemu mogło pomieścić pięć osób, miało baldachim, ale wszystko było w brązowych i szarych kolorach. Za to za małym oknem roztaczał się widok na polanę. Rocky przetarł oczy i starał się przypomnieć sobie, co tak właściwie wydarzyło się poprzedniego dnia. Riker, eliksir, intruzi, bolesne wspomnienia powracały. Najgorsza była jednak świadomość, że to nie jest sen ani zabawny kawał. 
      Do pokoju weszła dziewczyna. Była drobna i blada, miała cudowne brązowe oczy i długie włosy. Największą uwagę przykuwały jej różowe usta. Ubrana była w aksamitną, granatową togę ciągnącą się po ziemi. W dłoniach trzymała tacę z jedzeniem. Uśmiechnęła się życzliwie i usiadła obok niego. Odruchowo odsunął się, nie znał jej i nie był pewien, czy może jej zaufać.  
      – Jestem Cassandra – przedstawiła się. – Przyniosłam ci śniadanie, bo pewnie jesteś głodny.  
      – Ja… – Słowa grzęzły mu w gardle.  
     Spokojnie, nic nie mów. Domyślam się, że jeszcze do ciebie nie dotarło. Współczuję ci, Rocky, ale postaram się pomóc. Może najpierw coś zjedz. – Wskazała na miskę, w której znajdowała się niebiesko-zielona mieszanina. – Wiem, że nie wygląda zachęcająco, ale posmakuje ci.  
     Chłopak ostrożnie wziął miskę do drżących rąk. Zdawał sobie sprawę, że nie powinien tego jeść, ale strasznie burczało mu w brzuchu. Nabrał odrobinę do ust i od razu po przełknięciu skrzywił się. Dziwna mieszanka była obrzydliwie gorzka. Odstawił naczynie.  
      – Co to za świństwo?  
    – Ambrozja. Nie smakuje ci? Dziwne. To pokarm bogów, napełnia do syta i daje poczucie szczęścia. Smakuje tak, jak chcemy lub się czujemy.  
      – Jest gorzka. 
    Dziewczyna zrobiła zakłopotaną minę i podała mu złocisty puchar ze srebrną cieczą. Mając nadzieję, że po wypiciu gorzki smak zniknie, upił łyk. W ustach poczuł metaliczny smak, miał wrażenie, że ciecz wypala mu gardło.  
     – Skup się na czymś miłym, bo inaczej padniesz z głodu. Wiem, że czujesz się fatalnie, ale… 
     – A jak powinienem się czuć?! – wrzasnął, dając upust emocjom. – Dowiaduję się, że mój ojciec nie jest moim ojcem, mój brat praktycznie umarł, a na dodatek miał przede mną tajemnice! I jestem teraz tu! Czyli właściwie nie wiem, gdzie jestem i kim jestem! A ty podajesz mi świństwa, do których dosypane są jakieś rozweselające prochy! 
     Krzyczał, ale przyjmowała to z kamienną miną. Była niezwykle empatyczna, nie chciała go uspokajać, bo wiedziała, że tylko dzięki temu się uspokoi. Opuściła ją ta pewność, kiedy podszedł do komody i zrzucił z niej marmurowe popiersie Apollona, które roztrzaskało się na małe kawałki. To samo zrobił z dwiema innymi rzeźbami, a zdjąwszy obrazy ze ścian, kilkakrotnie uderzał każdym o ostre krawędzie mebli tak, że wyłamał je z ram i podziurawił. Zerwał zasłony oraz baldachim. Dobył miecza, który wisiał na ścianie i rozpłatywał nim wszystko, co miał pod ręką. Był niesamowicie silny, na co wskazywało łóżko połamane przez jego kopnięcia oraz przewrócone meble. Cassandra cierpliwie czekała, aż opadnie z sił. To jednak nie następowało. Przestał dopiero, gdy wszystko doszczętnie zniszczył. Wtedy jego wściekły wzrok powędrował ku dziewczynie. Furia. Szedł w jej stronę, zbliżając się uniósł otwartą dłoń, chciał ją uderzyć. Nie mogła nic zrobić, sparaliżował ją strach.  
     – Eirene*! – zdążyła krzyknąć, kiedy się zamachnął.  
     I nagle się zatrzymał, rozejrzał wokół, miecz wysunął mu się z ręki. Upadł na kolana i rozpłakał się jak dziecko. Dziewczyna bezzwłocznie uklękła przy nim i przytuliła. 
     – Przepraszam – wyszeptał.  
     – Już dobrze, nic się nie stało. Opętała cię Furia, ale Eirene ją pokonała. 
     – Nie wiem, co się ze mną dzieje – łkał. – Cały mój świat nagle runął. Jeszcze wczoraj rano byłem normalnym chłopakiem, który mieszka ze szczęśliwą rodziną, a dzisiaj zachowuję się jak opętany! 
     – Odeszła, Rocky, Furia odeszła. Pozwól działać Eirene. Oddychaj głęboko i powoli.  
    Posłuchał jej rady i szybko odczuł, że przepełnia go spokój oraz równowaga. W tym samym momencie do pokoju wkroczyła uzbrojona dziewczyna…



*Eirene – uosobienie pokoju; córka Zeusa i Temidy, miała dwie siostry. 
                   
Musiałam się wyładować. Rocky wyraził moje uczucia. Rozdział mi się podoba, mam nadzieję, że Wam też. :)

3 komentarze:

  1. Jej, kontynuwacjaaa!
    Ale bomba!
    Do tej pory nie interesowałam się mitologią, ale gdy zaczęłam czytać twojego bloga, temat ten zaczął mnie ciekawić.
    Blog jet naprawdę super!
    Nie zawieszaaaj!
    Rozdział... Wow...
    Wow, wow, wow!
    Niesamowity, magiczny, superowy!!
    Czekam na next! <3
    Buziaki ;***

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam Cię bardzo, że dopiero teraz komentuję.
    W każdym razie:
    Jak już wspomniałam blog jest naprawdę genialny. I można powiedzieć, że nie jest dla głupich. Dlaczego? Bo trzeba się skupić. Dla kogoś, kto ponad rok nie czytał mitologii połapanie się może być troszeczkę trudne. Tak, to ja nie dotykałam mitologii tak długo, hahah. Mimo wszystko, trzeba czytać uważnie. Jeżeli więc nie będziesz miała na razie wielu czytelników, to się nie martw, a wręcz przeciwnie. To opowiadanie jest na tak wysokim poziomie, że prawdopodobnie przeciętna trzynastolatka odpuści sobie po pierwszym rozdziale i(niestety)przeczyta głupiego fanficka z Raurą w roli głównej. Jeżeli jednak trochę podrośnie i będzie miała coś w głowie zakocha się w tym co piszesz i JAK piszesz tak samo jak ja się zakochałam. Chociaż nie twierdzę, że mam coś w głowie, hahah.
    Szkoda, że Rocky chciał ją uderzyć. Ale to jak upadł na kolana i przeprosił, jak mał chłopczyk mnie rozczuliło!
    czytam dalej.

    OdpowiedzUsuń