poniedziałek, 30 czerwca 2014

Chapter II: Shock


Rocky krzyczał i próbował się wyrwać, kiedy podnosili go z podłogi. Niestety uściski chłopaków były żelazne. Wszystko, co do niego mówili,, odbijało się jakby od niewidzialnej bariery. Nie słuchał ich. Widział, jak jego brat jest układany na niewidzialnych noszach. Wystarczył ruch ręki czarnowłosego mężczyzny, a bezwładne ciało uniosło się do góry i ułożyło w powietrzu. Chciał, aby ktoś mu teraz powiedział, że to wszystko to tylko głupi żart. Miał nadzieję, że blondyn zaraz podniesie się ze śmiechem. To jednak nie następowało. Wszystko, co działo się dookoła, było niewytłumaczalne. Nagły wiatr, który wyrzucił chłopaków za okno, miecze, eliksir, latające ciało i jeszcze wiadomość, że istnieje bóg wojny. Do bruneta nic nie docierało, był w szoku. Wyprowadzono go z domu, przed którym stały dziwne pojazdy, które widział tylko na filmach i w książkach do historii. Rydwany, uzmysłowił sobie. Mężczyźni rozmawiali, ale on wyłapywał tylko niektóre słowa: „teleportacja”, „bariera”, „las”. Uporczywie wpatrywał się w brata, próbując dojrzeć przejaw uśmiechu, jednak jego twarz była zastygła, nic nie wyrażała.
       Uścisk na lewym ramieniu stał się jeszcze mocniejszy. Brunet poczuł, że się rozpływa, spojrzał na swoje stopy, ale ich nie widział. Spowijała ich czerwonawa mgiełka i wszyscy znikali. Świat zaczął wirować, chłopak czuł, jak żołądek podchodzi mu do gardła. I wtedy wszyscy wylądowali w… gęstym lesie.
     Zapadł już zmrok, a to miejsce niekoniecznie mu się podobało. Rozejrzał się z lekką paniką w poszukiwaniu śpiącego brata. Był przed nim, co odrobinę go uspokoiło. Uścisk na lewym ramieniu zelżał, a po chwili uświadomił sobie, że chłopak z czerwonymi końcówkami już go nie trzyma. Usłyszał dźwięk wyciąganych mieczy. Czarnowłosy uważnie się rozglądał i nasłuchiwał. Zaczął zataczać okrąg wokół reszty. Każdy jego ruch był precyzyjny i ostrożny. Żaden liść nie śmiał zaszeleścić pod jego stopami, a żadna gałązka nie pomyślała o pęknięciu. Kroki przypominały taniec. Nasuwało się jedno słowo opisującego jego ruchy – gracja. Ruszyli, a on nadal zataczał kręgi, bacznie obserwując otoczenie. Skradał się jak pantera, w pogotowiu miał miecze. Gdyby Rocky miał ochotę na żarty, nazwałby go ninją. Ze względu na strój i katany*, dodatkowo na twarz naciągnął maskę. Niestety w tamtym momencie nic nie było zabawne.
     Nie minęło wiele czasu, nim dotarli do wzgórza. Nie było wysokie, a na jego szczycie znajdowało się coś w rodzaju bramy. Dwa wysokie filary podtrzymywały piękny gzyms. Przechodząc przez bramę, Rocky czuł, jakby całą powierzchnią ciała stykał się z galaretką. Pod naciskiem bariera zafalowała i przybrała kolor benzyny rozlanej na asfalcie. Po wirującej teleportacji brunet czuł się dostatecznie źle, dlatego nie przyglądał się. Po prostu dał się prowadzić w dół zbocza, ku wielkiemu budynkowi. W połowie drogi zatrzymali się, a chłopak po jego prawej puścił go. 
     – Dziękuję, Loganie. Bądź pewien, że wspomnę twojemu ojcu o nagrodzie dla ciebie. Możesz już iść. 
     Błękitnooki chłopak ukłonił się nisko, spojrzał ze współczuciem na Rocky’ego i odszedł. Brunet nie czuł się bezpiecznie w towarzystwie dwóch wojowników. Na dodatek czuł, że do lewego ramienia nie dopływa już krew, zdrętwiało. W końcu nie wytrzymał i syknął z bólu. Mężczyzna momentalnie zareagował, pytając, czy nic mu nie jest. Można było wyczuć w jego głosie troskę i nutkę paniki, pomimo twardego i zdecydowanego tonu. 
     – Puść go, Alexandrze – rozkazał. 
    Chłopak puścił go, z brunet zaczął rozmasowywać obolałe ramię. Mógł być wredny i odpowiedzieć coś zgryźliwego, ale nie miał zamiaru z nimi rozmawiać.
*
       W hallu siedziała dziewczyna, a obok niej stał mężczyzna z gęstą brodą i lokami. Pierwsze, na co spojrzał było ciało Rikera, następnie jego wzrok powędrował do boga. 
       – Zlecić zrobienie całunu? – zapytał szeptem. 

    – Co?! – oburzył się. – On żyje. Ten cholerny dzieciak wypił jakąś miksturę… A zresztą. Opowiem ci w drodze do szpitala. 
     Gdy tamci odeszli, Alexander uśmiechnął się i skierował w stronę dziewczyny. Nachylił się, aby pocałować ją w policzek, ta jednak odchyliła głowę. Podeszła do Rocky’ego i ruchem dłoni pokazała, by za nią poszedł. Poprowadziła go do pięknej sypialni i nakazała położyć się. Usiadła obok niego i opuszkami palców dotknęła czoła.  
     – Współczuję – szepnęła po chwili. 
     – Co mu jest? – Czarnowłosy oparł się o ścianę. 
     – Nie wiem – odburknęła. – Przydaj się na coś i sprowadź dziecko Uzdrowiciela. 
     Chłopak przewrócił teatralnie oczami i wyszedł, trzaskając drzwiami.  
     Dziewczyna pogładziła bruneta po włosach. Jej dłonie były lodowate, dlatego wstrząsnął nim lekki dreszcz. W miarę jak powtarzała czynność, chłód stawał się coraz przyjemniejszy, a oczy same mu się zamknęły. Kiedy wyczuła, że oddech chłopaka stał się płynniejszy, a mięśnie rozluźniły się, nakryła go grubym kocem i wyszła, wpadając na dwóch chłopaków. 
     – Czemu go zostawiłaś?! 
     – Bo śpi. Jest w szoku i potrzebuje odpoczynku. 
    – Skąd wiesz…? A no tak, czytasz w myślach. Ale w takim razie po co kazałaś mi sprowadzić uzdrowiciela? 
     – Żebyś sobie poszedł – Wzruszyła ramionami. – Przepraszam, Jazonie. 
     – Spoko. Przynajmniej miałem spacerek – Jazon uśmiechnął się promiennie i w podskokach odszedł. 
     – Ten ich optymizm jest porażający – powiedziała, patrząc za chłopakiem. 
     – Musisz być taka chłodna? 
     – Wiadomość z ostatniej chwili, kochanie. Jestem czarownicą, a… 
     – Nie mówię o temperaturze ciałam – Pokręcił głową. – Kiedy jest Luke, to starasz się być miła i nie odtrącasz mnie, a teraz nie pozwalasz na przywitanie. 
     – Nie kocham cię. – Patrzyła mu prosto w oczy. 
    – Wiadomość z ostatniej chwili, skarbie. Jesteś moją narzeczoną. 
   – Tylko ci się tak wydaje. Gdy chciałam być blisko ciebie, to mi domówiłeś, twierdząc, że nie możemy stracić Wyroczni. Dla twojej wiadomości: pytia siedzi zamknięta w świątyni i nikt nie może się do niej zbliżać. Sam tego chciałeś! 
     Alexander bezradnie opuścił ramiona, a obrażona dziewczyna minęła go.
*
W tym samym czasie Ares ułożył starszego syna na szpitalnym łóżku i z pomocą Chejrona przypiął go do licznych urządzeń oraz kroplówek. 
     Jeszcze nigdy tak się nie martwił; od czasu gigantomachii. Już nawet Rocky był mu obojętny. Chciał, aby blondyn się obudził, ale z drugiej strony – znał jego charakter.  
     Gdyby Riker się teraz obudził, byłby wściekły za sprowadzenie brata do Obozu. Zapewne użyłby Kielicha do stworzenia armii i gotów by był ruszyć na Olimp. Pragnąłby zemsty, a zły Riker to kłopoty. Tym bardziej, że z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu Gaja była mu bardzo przychylna. Pramatka mogłaby stworzyć armię Tyfonów, gdyby ją tylko poprosił. Po dłuższym zastanowieniu, Ares doszedł do wniosku, że wcale nie chce, by syn się obudził. Bezpieczniej jest trzymać go pod strażą, niż pozwolić na działanie Gai. Pramatka od wieków nie użyła swojej mocy, ponieważ bogowie zawarli z nią rozejm. Teraz jednak wszystko mogło się zawalić. 
     Bóg sprowadził straż, by pilnowała wejść do szpitala. Ostatnimi czasy niewielu półbogów zostało rannych, więc szpital był opuszczony. Śpiącego blondyna ułożono w oddzielnej sali i miał tam pozostać, być może na zawsze. Ares zlecił Chejronowi zbadanie chłopaka i dowiedzenie się, co takiego wypił. Niektórych zagadek nawet bogowie nie potrafią rozwiązać. Los mogą przewidzieć jedynie Mojry…
                    
Mam nadzieję, że rozdział się podobał, bo długo nad nim siedziałam. W sumie to wszystko co chciałam napisać - napisałam na górze. 

3 komentarze:

  1. Świetny rozdział naprawdę! Super! Czekam niecierpliwie na nexta, buziaki <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award! Szczegóły u mnie w zakładce 'Liebster Blog Award' :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Blog jest naprawdę dobry. Jest niesamowicie oryginalny. Zupełnie inny. Nie jest banalny więc poczytam go jutro, bo teraz jest 1:30 w nocy, a na tych rozdziałach trzeba się skupić. Jestem tak zmęczona, że nie chcę tego teraz czytać. To bardzo dobrze! Na ogół przelatuję większość tych głupich fanficków(gdyż mam wrażenie, że większość piszą dwunastolatki... nie chcę nikogo urazić, to po prostu takie porównanie, wiecie). A tutaj... Ten blog zasługuje na uwagę, więc chce go przeczytać i poświęcić mu 100% swojej uwagi. Mam nadzieję, że wiesz o co chodzi.
    Jest genialny. Jedyne co chce wiedzieć to ile Rocky ma lat, bo tego mi brakuje.
    Jutro wrócę! Teraz kładę się spać, mam nadzieję, że od razu zasnę, żeby jutro wstać wcześniej i czytać!
    życzę weny tak dobrej, jak dotychczas!
    http://rossomefanfiction.blogspot.com/
    zapraszam do siebie, jeżeli skomentujesz to będę naprawdę wdzieczna. zresztą, sama wiesz ile taki komentarz znaczy;)

    OdpowiedzUsuń