czwartek, 26 czerwca 2014

Chapter I: Intruder

Bracia siedzieli w przytulnym salonie i oglądali telewizję. Pokój był przestronny i urządzony w nowoczesnym stylu. Biała, skórzana kanapa i fotele po obu jej stronach, pośrodku szklany stolik, a naprzeciwko niska szafka z plazmą. Ściany były w morelowym kolorze. Na jasnych, drewnianych komodach stały ramki ze zdjęciami szczęśliwej rodziny, w rogu znajdowała się gitara.
    Rodzice wyjechali do Nowego Jorku w sprawach służbowych i mieli nie wracać do końca miesiąca. Reszta towarzystwa wybrała się na zakupy połączone z kinem. Bracia woleli zostać i skorzystać z wolności od rodziców. Chipsy, popcorn, puszki coli i mecz footballu – wszystko, o czym marzy chłopak. 
     Sielankę przerwało pukanie do drzwi; dość nachalne. Starszy podniósł się i leniwie poczłapał do drzwi. Otworzył je i natychmiast zamknął, a na jego twarzy malowało się przerażenie, niepokój i niepewność. Przytrzymywał drzwi, aby intruz nie wdarł się do środka, ale było to bardzo trudne. Kazał bratu biec na górę i zamknąć się w jego pokoju. Młodszy szybko wykonał polecenie, nie rozumiejąc, co się dzieje. Usłyszał huk wyważonych drzwi, chciał zobaczyć, co się stało, ale brat wyraźnie kazał mu się ukryć; nie lubił się sprzeciwiać. Z drugiej strony, może jego rodzeństwo chce go tylko nastraszyć?
      Blondyn podniósł się z podłogi, częściowo zsuwając z siebie drzwi. Do domu wtargnęli trzej mężczyźni. Najwyższy i zarazem najstarszy z nich był bardzo dobrze zbudowany, miał silne mięśnie. Kruczoczarne, falowane włosy sięgały mu do ramion, na twarzy widniał elegancki zarost. Ubrany był w skórzaną zbroję, która pozwalała na sprawne ruchy. Cały jego strój był bogato zdobiony, na palcach miał pierścienie, a przy boku ogromny miecz. Spoglądał na niego władczo, lecz jego mroczne oczy pytały, czy nic mu się nie stało.
      Drugi mężczyzna również miał czarne włosy, tyle, że były proste i z czerwonymi końcówkami. Był dobrze zbudowany, lecz nie tak dobrze jak ten pierwszy. Cały jego strój był czarny i surowy. Na plecach nosił dwa miecze, a przy boku sztylet. Lodowate, szare oczy rozglądały się po pomieszczeniu.
      Trzeci wyglądał nawet sympatycznie. Miał krótkie ciemne włosy i nie był aż tak muskularny. Ubrany był w zwykłą zbroję. Oczy, w których tańczyły ogniki patrzyły na blondyna przepraszająco.
      – Nie masz tu czego szukać – odezwał się brązowooki.
     – Więc nie tu go ukryłeś? Powiedz, gdzie jest Kielich i zostawię ciebie oraz rodzinę w spokoju.
    – Możesz pomarzyć. Wykorzystasz Kielich do złych celów. Twoje dążenia do wytępienia potworów stały się chorobliwe. Masz już łowców, więc po co ci Kielich?
      – Nic nie rozumiesz. Na ziemi Kielich nie jest bezpieczny. Stworzenie armii Nocnych Łowców to tylko praktyczne wykorzystanie…
      – Nie! – przerwał mu. – Nigdy ci go nie oddam. Wynoś się.
      – Powinieneś być milszy dla ojca – powiedział chłopak z czerwonymi końcówkami.
      – Zamknij się, sługusie – warknął blondyn.
      – Służyć swemu ojcu to przyjemność.
     – Nie po to tu, w zasadzie, jestem. Wiem, że ci się to nie spodoba, ale… Mam rozkaz zabrać twojego braciszka. Zdajesz sobie sprawę, że on pomału odkrywa prawdę…
      Nie dokończył, bo do chłopaka, dosłownie, podleciał miecz, a ten zamierzył się.
      – Spokojnie – mężczyzna uniósł ręce w geście, który mówił, że nie zamierza z nim walczyć. – Nikomu nie stanie się krzywda. Nie dajemy rady chronić go poza Obozem. Współpracuj, proszę, współpracuj. I oddaj Kielich.
       – Nigdy ich nie dostaniesz!
      Blondyn pobiegł w stronę schodów. Dwaj towarzysze wyciągnęli miecze i rzucili się w jego stronę. Skutecznie odpierał atak i wchodził na piętro. Udało mu się mocnym kopnięciem zrzucić ich ze schodów, ale wiedział, że nie ma zbyt wiele czasu. Wbiegł do pokoju, w którym znajdował się brunet, zatrzasnął drzwi i kazał bratu pilnować by nikt ich nie otworzył. Gorączkowo zaczął szukać czegoś w głębokiej szafie. W tym samym czasie mężczyźni dobijali się do drzwi, słyszał krzyki: "otwórz, to i tak ci nic nie da" albo "oddaj Kielich". Wyciągnął z szafy małą, drewnianą szkatułkę. Znajdowały się w niej dwie fioleczki z fioletowym płynem.
     – Chodź tu – poprosił młodszego. – Wypij to.
     – Ale co to jest?
     – To nieistotne. Przepraszam, przepraszam za wszystko. – Zdawało się, że w oczach zbierają się łzy. – Wypijesz, kiedy ci powiem.
      Drzwi runęły z trzaskiem, a w progu stanął wściekły czarnowłosy mężczyzna. Szybkim krokiem podszedł do blondyna, chwycił do za gardło, uniósł i przycisnął do ściany. Chłopak próbował łapać powietrze.
      – Gdzie, do cholery, jest Kielich?!
      – Tę tajemnicę zabiorę do grobu – wychrypiał, a ten puścił go i zwrócił się ku zaskoczonemu brunetowi.
      – Teraz! Wypij! – krzyknął blondwłosy.
      Przechylił fiolkę, którą cały czas ściskał w dłoni i wypił zawartość. Brunet chciał zrobić to samo, ale chłopak z czerwonymi końcówkami w ostatniej chwili wytrącił mu przedmiot z ręki. Buteleczka rozsypała się na milion kawałeczków, a zawartość wsiąknęła w dywan. Brat spojrzał na niego z przerażeniem. Uniósł ręce i wykonał delikatne chodź precyzyjne i skomplikowane ruchy. Nagły i silny podmuch wiatru uderzył w chłopaków, którzy chcieli unieruchomić jego brata. Nie mieli szans utrzymać się na nogach. Potem jeszcze jeden ruch w stronę okna i intruzi wylecieli, roztrzaskując szybę. Nie obchodziło go, czy żyją, chodź wiedział, że tacy jak oni są niezwykle wytrzymali. Odwrócił się do mrocznego wojownika, chciał unieść miecz i walczyć, ale w tym momencie zakręciło mu się w głowie, a przed oczami pojawiły się czarne plamy. Czuł, jak kolana się pod nim uginają i upada, pogrążając się w (być może) wiecznym śnie.
     – Nie! – wrzasnął mężczyzna, klękając przy nim. – Błagam, nie! Obudź się! – Potrząsnął bezwładnym ciałem.
     Zaklął szeptem, teraz był naprawdę wściekły. Jedyna szansa na odnalezienie Kielicha przepadła. Do pokoju przybiegli jego posiniaczeni i pokaleczeni przez szkło pomocnicy.
     – Zabiłeś go ojcze?
     – Wypił coś i nie wiem, czy się jeszcze kiedyś obudzi – wycedził przez zęby. – Miejmy nadzieję, że Chejron coś poradzi. Zabierzemy go do Obozu. Przykro mi, że dowiadujesz się w taki sposób, synu – zwrócił się do sparaliżowanego strachem bruneta.
     – C–co? – wyszeptał. – "Synu"?
     – Jestem Ares, bóg wojny, a ty… Ty jesteś moim synem, Rocky.


                    
Strasznie ciężko pisze się, nie używając imion, ale chciałam tak fajnie zakończyć. xD

8 komentarzy:

  1. Strasznie mi się podoba Twój pomysł na bloga. *-* Świetny rozdział. I te zakończenie. <3 Daj mi next'a. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skromnie powiem, że mi też się podoba zakończenie xD

      Usuń
  2. Ogólnie to nie przepadam za mitami itp. ale chyba je polubie :)
    Superaśny rozdział

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się, żeby było więcej opisów tych rzeczy, które są związane z mitologią ;)

      Usuń
  3. Po prostu jestę w szoku! Ale cudo! Jej, jeszcze nigdy nie spotkałam się z takiego rodzaju blogiem! Boskie! Gratuluje talentu! <3 Pisz szybko next :) Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadal nie mogę uwierzyć, że to napisałaś. W sensie teoretycznym i stylistycznym. To takie pogmatwane, a Ty to tak sensownie wytłumaczyłaś. Jestem pod wrażeniem, znowu!
    http://rossomefanfiction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. 26 year-old Librarian Harlie Cater, hailing from Swan Lake enjoys watching movies like The Golden Cage and Handball. Took a trip to Historic Fortified Town of Campeche and drives a Ferrari 250 LM. przejdz do tej strony

    OdpowiedzUsuń