niedziela, 21 grudnia 2014

The most important note in my life. Read it!

Hej, Kochani!
     Tak, jak mówiłam walnę długą notkę. DD 
    Po pierwsze, chcę podziękować wszystkim osobom, które czytały ten beznadziejny twór i komentowały. :*
    Powiem Wam coś. Mystery to był jeden wielki eksperyment. W tym opowiadaniu nie było Rossa. Chciałam sprawdzić, ile osób będzie to czytać. Chciałam pokazać, że nie należy zapominać o Rocky'm, bo jest on świetną postacią pierwszoplanową i nie trzeba odsuwać go na drugi plan. W sumie to spodziewałam się, że mało osób będzie to czytać. Ale... Czytam wiele blogów z Raurą w roli głównej ze względu na talent autorki/autorek. Gdzieś w środku miałam nadzieję, że Wy również będziecie czytać ze względu na mnie, a nie na fabułę, czy bohaterów. Cóż, przeliczyłam się. Gdyby nie Rika to pewnie usunęłabym to opowiadanie. Pozwolę sobie wstawić tu najbardziej motywujące słowa Riki. :D
     "Na ogół przelatuję większość tych głupich fanficków (gdyż mam wrażenie, że większość piszą dwunastolatki... nie chcę nikogo urazić, to po prostu takie porównanie, wiecie). A tutaj... Ten blog zasługuje na uwagę, więc chce go przeczytać i poświęcić mu 100% swojej uwagi".
      "Jeżeli więc nie będziesz miała na razie wielu czytelników, to się nie martw, a wręcz przeciwnie. To opowiadanie jest na tak wysokim poziomie, że prawdopodobnie przeciętna trzynastolatka odpuści sobie po pierwszym rozdziale i (niestety) przeczyta głupiego fanficka z Raurą w roli głównej. Jeżeli jednak trochę podrośnie i będzie miała coś w głowie zakocha się w tym co piszesz i JAK piszesz tak samo jak ja się zakochałam". Po prostu, popłakałam się, jak czytałam to pierwszy raz. <5
      "Kurde, nie wiem skąd Ci się w głowie zrodził w ogóle tak innowacyjny pomysł. Nie wierzę też, że mając 15 lat potrafisz napisać TAKIE coś!"
       Także... Dziękuję Rika <5
     Potwierdziłam tezę, którą postawiłam sobie, gdy zakładałam tego bloga. Ludzie czytają opowiadania, bo jest w nich Ross, a nie dlatego, że autorka ma talent, a fabuła jest ciekawa. Ale nie jestem zła, czy coś. ;)
        Następna sprawa to właśnie fabuła. Na początku miała być zupełnie inna. Prolog, pierwszy i drugi rozdział są z innej beczki. Mam nadzieję, że aż tak bardzo tego nie widać. Miało być inaczej. Mówiłam Wam, że wszystko kręci się wokół pewnej przepowiedni, a tak naprawdę to nigdy tego nie wyjaśniłam. Opisy bohaterów też nie pasują, ale nigdy nie skupiałam się na tym blogu, więc nigdy tego nie zmieniałam. XD W pierwowzorze Cassandra miała być z Rocky'm, Livia z Luke'iem... Miałam opisać Afrodytę, która wygląda jak Rydel. Nikt miał nie umierać. Miała pojawić się Kirke, która wyjaśniłaby, że połączyła Rocky'ego z Cassandrą, bo urodzili się tego samego dnia... Ech... Dużo do opowiadania. 
        Miało inaczej to wyglądać, ale...
      Właśnie, "ale".
    Mitologia namieszała w moim życiu.  Po śmierci mojego dziadka bardzo się załamałam. Uznałam, że Bóg nie zrobiłby mi czegoś takiego. Przestałam w Niego wierzyć. W tamtym momencie uciekłam do mitologii. Całkowicie się w tym zagłębiłam. Po przeczytaniu wszystkich możliwych książek, jakie były w bibliotece, zaczęłam rozważać. Mówiłam sobie "mitologia była pierwsza, przed Biblią". Możecie się śmiać, ale ja naprawdę w to wierzyłam. W końcu powiedziałam: "Okej, bogowie greccy. Jeśli istniejecie, to nie uczę się na klasówkę i chcę dostać przynajmniej 5". Bez żadnego przygotowania poszłam i dostałam 6. Napisałam najlepiej z klasy. 
     Przez pewien czas było super. Dobre oceny, mama była szczęśliwa i dumna, wygrane konkursy. Totalnie odwróciłam się od Boga. Ale było coraz gorzej. Prawie zawarłam pakt z diabłem. Sami rozumiecie boję się mitologii. Wyszłam na prostą, ale po latach znów wróciłam. Nie chcę się rozwodzić i opowiadać Wam wszystkiego dokładnie, bo zdaję sobie sprawę, że nie każdego to interesuje.
     W każdym razie pojechałam na Eurekę. Nie mogę Wam powiedzieć, co się tam robi. Ludzie różnie przeżywają ten czas. Po świadectwie pewnego chłopaka, którego określam mianem S., zaczęłam prowadzić monolog wewnętrzny. Mówię do Boga: "Dobrze. Chcę, abyś był w moim życiu. Jestem cała Twoja. Rób, co uważasz za słuszne, obym tylko wróciła na prawidłową drogę". Nie potrafię logicznie Wam tego wyjaśnić. To, co działo się w środku mnie, było niesamowite. Gdy to piszę i przypominam sobie, mam łzy w oczach. To bolało. Zdałam sobie sprawę z bardzo wielu rzeczy. Tak, jak mi powiedziano: Duch Święty burzył we mnie mury. S. powiedział mi prosto w oczy takie rzeczy, że nie potrafiłam powstrzymać płaczu. Serio, rozpłakałam się przed chłopakiem, który wygląda jak młodsza i przystojniejsza wersja Partica Swayze'ego. Ci ludzie pokazali mi, co zrobiłam ze swoją duszą. I nie chodzi o to, że coś mówili. Nie, oni mi to pokazali fizycznie, namacalnie. Tam się działy cuda. Możecie w to nie wierzyć, ale Duch działa przeze mnie i każe mi to pisać. To tak, jakby moje ręce same działały na klawiaturze. To jest piękne uczucie. 
     Życzę Wam wszystkim znalezienia Boga w swoim życiu. To niesamowite, jak nas rozpieszcza. Mam praktycznie wszystko, co chcę. Bo On, tak jak S., jest dżentelmenem. Nie wejdzie z butami w Wasze życie. On kulturalnie zapyta, czy może. W momencie, kiedy S. mówił swoje świadectwo (prócz tego, że zdałam sobie sprawę, jacy jesteśmy do siebie podobni), "ktoś" zapukał do mojego serca. A ja odpowiedziałam. Nie bójcie się tego. On chce dla Was wszystkiego, co najlepsze. Zaufajcie Mu.
     Na koniec mam dla Was filmik. Właśnie ponownie go obejrzałam i ryczę, jak bóbr.
Kocham Was! I ON też Was kocha :*
xoxo
~Bekuś~